piątek, 10 października 2008

Gwizdne Wrota i Transformery

To cudeńko wprowadza nas w nowy fandom, a mianowicie Stargate (konkretnie Atlantis). Gościnnie dopisywał się Deighar.


Sheppard siedział przy dębowym stole w ruchliwym pubie na jednej z mało znanej mu planet. Jego wzrok ciągle kierował się ku trzynastoletniej blondynce siedzącej w zacienionym rogu Sali.
A była jednym z mniej znanych Jeźdźczyń Mary Sue – Dramat, Emo, Romans i Samotna Łza.
Deigh: Zastanawial się kto dzieci do pubu wpuścił.


Było w niej coś znajomego. Napotkał jej spojrzenie. Spojrzenie chłodnych, turkusowych oczu.
Potrząsnął głową i odwrócił się do rudowłosego młodzieńca, który przed nim siedział.

-Hmm… Nie macie tu lekkiego życia – powiedział. – Wiesz kim jest ta trzynastolatka siedząca w rogu?
Amano: Skąd on wie, że ona ma trzynaście lat?
Mori: Albo Sheppardowi gen się rzucił na mózg, albo Todd go nieco przerobił.


Poczuł badawcze spojrzenia Teyli, Ronana i McKaya.
Ronan Barbarzyńca.


-Tak, wiem. To Karin. Jedna z łowców nagród. Należy do grupy Niraia. Jej drużyna zostawiła ją tu dziś rano i poszła spotkać się z klientem gdzieś poza miastem. Dziwi mnie, że jeszcze nie wrócili. Negocjacje mogę trwać długo, ale aż tak? W każdym razie widać, że mała się denerwuje – odpowiedział chłopak i odszedł od stołu pomóc ojcu za barem.
Trzynastoletnia łowczyni nagród. Albo orczyca, albo długie były te lata.
Mori: Todd, złotko, podaj ogłuszacz, chyba właśnie znalazłam ci obiad.


Wyszli z gospody. Była bezchmurna, ciepła noc. Niebo rozjaśnione było gwiazdami. Bez słowa ruszyli w kierunku wrót.Gdy byli już w połowie drogi usłyszeli kroki. Cała czwórka odwróciła się z bronią w gotowości. Dwa metry od nich zatrzymała się Karin. W słabym świetle gwiazd widać było niepokój malujący się na jej twarzy.
Olejną.


-Potrzebuje waszej pomocy – powiedziała blondynka.
Opis włosów!


Pierwszy szedł Sheppard, za nim Karin, potem Teyla, Ronan, a na końcu McKaya.

No tak. Meredith.


Wśród nich panowała cisza, przerywana trzaskaniem łamanych gałązek i szelestu drzew.
Jak napisał Pratchett, wbrew powszechnemu przekonaniu ściółka leśna NIE składa się z suchych, łatwo pękających gałązek.


Teyla wyminęła blondynkę i stanęła przy swoim przełożonym.
-Po co pytałeś się tego chłopaka o tej dziewczynie? – zapytała cicho.
Elokwencja i słownictwo godne Teyli.


Po godzinie dotarli do skraju lasu. Księżyc był już wysoko na kopule nieba.
Dysk.


-To w lesie. Jakieś dwie godziny stąd.
McKay skrzywił się i powiedział nie zadowolony:
-Błąkamy się tak i błąkamy… Jestem głodny…
I wyrwany z kanonu...


Po kolejnym przebytym kilometrze na ścieżce zauważyli ciało.
Wyginało się śmiało...


Nawet przy szłabym świetle księżycowej poświaty Karin rozpoznała dobrze znany jej kształt.
Ukażę czę w imieniu Kszężycza!


Nie była w stanie otworzyć oczu, a co dopiero cokolwiek powiedzieć. Kiwnęła głową w odpowiedzi i poczuła jak łzy spływają jej po policzkach.
Było ich wiele, ale każda w tym tłumie czuła się samotna.


Kawałek dalej znalazła kolejne ciało. Kolejna bliska jej sercu osoba. Kolejna martwa…
Kolejny backspace...


Stanęli na brzegu polany, którą przecinała wąska rzeka. Ronan podszedł do wygaszonego ogniska i dotknął jednego z okalających go kamieni.
Deigh: Ziemniaków szukał.


-Są jeszcze ciepłe… Nie mogli odejść daleko – mruknął chodząc wokół polany i padając wszelkie ślady.
Mori: Ślady padały, a ten musiał biegać i je zbierać. Taka minigierka.
Amano: Zbadaj mi stąd.


Karin usiadła na zwalonej kłodzie i oparła głowę na rękach. Przez chwilę siedziała w bezruchu i wpatrywała się w zeschłe liście. Coś w nich przykuło jej uwagę. Wstała i pociągnęła za wystający z nich rzemień. W ręku trzymała naszyjnik z wilczym kłem i kilkoma czarnymi, drewnianymi koralikami. Wydała z siebie zduszony okrzyk. Jej towarzysze natychmiast się odwrócili.
*pauza* To oni mają wilki w Pegazie?


- To… To jest naszyjnik Niraia… Oni musieli go porwać… - powiedziała wpatrując się w kieł.
- Jesteś pewna, że to jego?
- Tak, sama mu go dałam na urodziny… Proszę was musimy go znaleźć.
Patrzyła na nich. W jej oczach widać było dużą determinacje.
Będzie martwy. W końcu młoda musi zostać sparowana z Sheppardem.


-Dobrze – odpowiedział Sheppard. – Przeszukajcie krzaki do okoła.
Amano: I do szczętnie.
Mori: I do kładnie.
Deigh: Niedaleko pada ciało od biżuterii.


Wszyscy wzięli się za szukanie.
Wszyscy, którzy mieli grzebienie.


-Tu coś jest. Ślady krwi – powiedział McKay i wskazał na ścieżkę wiodącą wzdłuż rzeki. Oświetlił miejsce latarką.
Nie zemdlał, nie bał się zakażenia, i nie spanikował. Kim jesteś i co zrobiłeś z Rodneyem?


Na kamieniach i trawie były prawie nie widoczne plamki krwi.
I oczywiście McKay dostrzegł je w środku nocy. McKay.
Deigh: Ktoś się CSI naoglądał.


Ruszyli ścieżką. Po krótkiej chwili znaleźli kolejną polane. Na samym jej środku leżał człowiek. Dziewczyna przerażona podbiegła do niego.
- Nirai - wyszeptała. Mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nią przekrwionymi oczami.
-K.. K… Karin – wyjąkał. – Uciekaj… To pułapka… Genii… Oni Cię zabiją… Lena… Tam… Oni… Było ich za dużo… Nic nie mogłem…
Przepraszam…
A nie mówiłyśmy, że młoda będzie z Sheppardem?
Mori: Mają Wraith, mają Asuran, mają Michaela, mają cała galaktykę wrogów, a wybierają akurat Genii.
Deigh: Znaczy się on jest ranny czy nie?


-P.. Proszę… Zakończ moje cierpienie… - jego oddech był coraz bardziej chrapliwy. Wyciągnęła pistolet i przystawiła mu do głowy… Nie mogła nacisnąć spustu. Mężczyzna widząc to resztkami sił wyciągnął z jej dłoń i strzelił, zakańczając swój żywot.
Znaczy wyrwał jej rękę?
Deigh: No teraz to jest ranny.


-Choć… - usłyszała cichy szept Teyli.
Amano: Choć jesteś Mary Sue... wierzę, że przodkowie cię nie opuszczą.
Mori: To byłoby zgodne z kanonem.
Deigh: „Sprawdźmy jakie fanty ma przy sobie.”


- Nie tak szybko – zza drzew wyszedł mężczyzna w zielonym mundurze, wraz z oddziałem dwunastu Geni. Sheppard w słabym świetle latarki zobaczył dobrze znaną mu twarz. Znieruchomiał.
Deigh: A kolor munduru i przynależność od ręki strzelił..


- To… To… Niemożliwe… - powiedział.
Drużyna Shepparda spojrzała w stronę mężczyzny. Ciałem McKaya wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.
Ostatnie drgawki kanonu.


- Kolya?!
Genii prychnął drwiąco.
- Gorzej… Jego syn, który pragnie pomścić swojego ojca… - powiedział.
-Zginął tak jak sobie na to zasłużył. To w końcu wy nas zaatakowaliście.
John, John... naprawdę wierzysz, że to pomoże?
Deigh: Też bym był poirytowany.. w końcu nawet blizny odziedziczyć?


-W obronie naszej rasy.
Amano: Aryjskiej.
Mori: Nordycka, psia krew...


John zmarszczył brwi i mocnej zacisnął ręce na karabinie. Genii widząc ten gest okrążyli ich.
Deigh: ...fala powietrza z brwi pułkownika i pot pod koszulą zwróciły uwagę żołnierzy.


- Żądam byście wydali nam podpułkownika Johna Shepparda w zamian za wasze życie.
Karin wstała i wysunęła się naprzeciwko mężczyzny. Jej pistolet wycelowany był w jego głowę.
-Sądzę, że ja i jego przyjaciele prędzej zginiemy niż oddamy go w łapy takiego tchórza jak ty.
Eeeee, mała, może pozwól im gadać za siebie?


Mężczyzna gniewnie przymrużył oczy i syknął:
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz a pożałujesz gówniaro.
- Tylko tchórz potrzebuje kompani wojska do ochrony… Jesteś bezwartościowym śmieciem…
- Karin! Uspokój się – Teyla wolno do niej podeszła.
-On zabił moją jedyną rodzinę! To oni mnie przygarnęli, kiedy mój ojciec zginął… - w jej oczach świeciły iskry determinacji i gniewu.
Samotne...
Deigh: No.. w sumie przynajmniej realistycznie zachowuje się jak dziecko.


Tak na marginesie sory za jakość notki, ale wena sobie poszła i tak jakiś kiepsko wyszło. Mogło być lepiej.
Nigdy tego nie rozumiałyśmy. Jak się nie ma weny, to się po prostu nie pisze!


- Sheppard! Nie możesz… - McKay próbował zaprotestować, lecz pułkownik natychmiast mu przerwał.
- Mogę. Od tego zależy bezpieczeństwo Atlantydy oraz wasze. Nie chce byście tu zginęli.
-Cieszę się, że moja propozycja została przyjęta. Całą broń zostawiasz tutaj i pożegnaj się z przyjaciółmi, już więcej ich nie zobaczysz – Kolya uśmiechał się ironicznie. Sheppard posłuchał go. Powoli położył P-90 na ziemi wraz z C4 i kilkoma granatami.
Czytaj: zdjął kamizelkę.
Deigh: Znaczy się reszta dalej uzbrojona?


Gwiazdy i księżyc zniknęły z nieba by ustąpić miejsce wchodzącemu słońcu. Już po chwili ich twarze oświetlone były ciepłymi promieniami.
Twarze księżyca i gwiazd.
Deigh: To sobie tak do rana stali?


John podszedł do Ronona i powiedział mu coś szeptem.
”Zawsze cię kochałem.”


Następnie pożegnał się w ten sam sposób z McKay’em i Teylą.
”A was nie.”


Na końcu podszedł do Karin.
-Musicie dotrzeć do wrót przed nami i je unieruchomić.
One nigdzie nie idą, zaufaj nam...
Deigh: „Bo tradycyjnym zwyczajem Genii nie rozbroją was ani też zwiążą.”


Zaatakujecie ich z zaskoczenie. Resztę ci wytłumaczą w drodze – powiedział. Dziewczyna uniosła wysoko brwi, lecz po chwili przyjęła obojętny wyraz twarzy. Kiwnęła głową, na znak zrozumienia.
Mądrze patrzy, ale i tak głupio wygląda.


- Wiem jaka jest szybka droga do wrót, ale niestety trochę się pobrudzimy – powiedziała w zamyśleniu. Trzy pary oczu natychmiast zwróciły się w jej stronę. – Chodźcie za mną.
Ruszyła w krzaki. Po kilku minutach znaleźli się szczycie wzgórza na którym znajdowała się polana.
Ałtorka przez cały blog zjada “na”. Notorycznie. Poważnie.
Deigh: A tam jeszcze 3 ciała.


W dół prowadził długi pas błota. Dziewczyna podeszła do zwalonego drzewa i oderwała długi płat kory.
- Trzeba zjechać.
- To trochę jak na sankach… tylko po błocie – mruknął McKay. Karin uśmiechnęła się i rzuciła korę na ziemię, a następnie się na niej położyła.
-To widzimy się na dole – powiedziała i zaczęła zjeżdżać. Czuła jak jej na jej twarzy lądują kropelki wody i błota.
Po kilku sekundach zahamowała czubkami butów.
To musiało boleć.
Deigh: Plując zębami, jako pamiątkami po napotkanych drzewach..


Była pierwsza. Po chwili dołączyli do niej Teyla i Ronon. McKay nadal stał na wzgórzu patrząc niepewnie w dół.
-No! Rodney śpiesz się! Nie mamy czasu – krzyknęła Teyla. Naukowiec wziął głęboki oddech i zjechał.
Gdy tylko znalazł się na dole wstał.
... Fascynujące.


- Idziemy dalej – Karin otarła drobinki błota z twarzy i ruszyła przed siebie. Po półgodziny dotarli do wrót. Rodney podszedł do DHD i wyjął kryształ kontrolny.
-Teraz nie przejdą.
O ile nie zrobili tego wcześniej.


-Musimy zająć jakieś dobre miejsca do ataku. Powinni tu za niedługo być – powiedziała athozjanka.
Za niedługo i jeszcze troszkę.


Ronon i McKay stanęli po bokach wrót ukrywając się w krzakach.
Deigh: Kuloodporne krzaki, nowość w IKEA dla ogrodu.

Karin wspięła się na wysokie drzewo i położyła na grubej gałęzi, Teyla schowała się w rowie niedaleko niej.
Deigh: Rowy niedaleko gałęzi wysokich drzew?


Czekali w ciszy na Genii, oraz uwięzionego Shepparda, lecz nie długo. Po dziesięciu minutach zobaczyli żołnierza, podchodzącego DHD.
A teraz zjada “do”.
Deigh: Sam jeden, po jedzenie dzwoni.


Karin zacisnęła dłonie na pistolecie gdy jeden z żołnierzy spojrzał w jej stronę. Odetchnęła z ulgą gdy mężczyzna odszedł kawałek dalej. Nagle rozległa się seria strzałów. Ronon zaatakował jednego z przeszukujących. Po chwili sama oddawała serię strzałów.
Potem McKay oddał serię strzałów, a Teyla dla odmiany serię strzałów.


A co do postaci Karin, tak naprawdę ze mną nie wiele ma wspólnego. Ma kilka moich cech, mój kolor włosów, tyle samo lat co ja, ale nie pisałam jej postaci z myślą, by była moim odzwierciedleniem w świecie Stargate.
I my oczywiście ci wierzymy.
Daj dziecku na komunię komputer, to fanfica napisze...


Sheppard widząc, że Genii, choć wzięci z zaskoczenia, nie poddają się, sam złapał za broń.
Czyją, jaką, skąd?!
Deigh: Miał czołg na baterie i wiatropędne rzodkiewki w plecaku.


Namierzył pierwszego żołnierza, lecz zanim zdążył strzelić, zeskoczyła na niego blond włosa postać. Dziewczyna ogłuszyła przeciwnika i zaczęła biec w las. Pułkownik bez namysłu pobiegł za nią, zostawiając swoich przyjaciół samych.
O'Neill byłby dumny...
Deigh: Ale.. o co chodzi?


-Jak jest jej stan?
Wyoming.
Deigh: To już w łeb nie strzelają tylko o stan pytają?


Mężczyzna natychmiast odwrócił się w jej stronę.

-Obudziłaś się już – kobieta podeszła do niej. – Nazywam się doktor Keller.
Zmiana płci: check.


- Aha… Co się stało?
Deigh: Ciele oknem wyleciało ;p


- W skrócie? Pobiegłaś za Kolyą, a ten Cię prawie zabił – powiedział Sheppard, stając z drugiej strony.
- To nie od do mnie strzelił… Tam był jeszcze ktoś… Kobieta…
Pułkownik spojrzał na nią pytająco, lecz się nie odezwał. Karin westchnęła i rozejrzała się po sali. Nastała cisza. Lekarka znikła na chwilę w pomieszczeniu obok.

I tym dramatycznym akcentem kończymy ten rozdział.


-Witamy na Atlantydzie. Jestem Sam – Carter wyciągnęła rękę do dziewczyny.
A my ze śwogrem.


Trzynastolatka podniosła się i uścisnęła ją zaraz opadał na poduszki. Rozejrzała się po sali, teraz prócz Shepparda i lekarki byli ty jeszcze Teyla, Ronon i McKay.
Nie, ja to nie oni.


- Chcielibyśmy się czegoś o tobie dowiedzieć. Jak trafiłaś do łowców nagród, z jakiej planety pochodzisz, co się stało z twoimi rodzicami, rodziną – powiedziała uprzejmie Sam.
I to wszystko tak z samego rańca.


-Tak… Moja matka także pracowała przy tym badaniu. Była jedną z pierwszych, którzy zostali zaszczepieni. Ona także nie przeżyła. Ojciec za wszystko obwiniał rząd naszego społeczeństwa, kupił statek i postanowił, że od teraz będziemy podróżować po galaktyce. Od zawsze interesowały go inne kultury. Miałam wtedy jedenaście lat. Rok później, na nie zamieszkanej planecie zaatakowali nas Wraith. Kazał mi się ukryć w lesie. Zrobiłam tak. Kiedy wróciłam.. on.. leżał tam.. martwy – w jej oczach zabłyszczały łzy. Ze wszystkich sił próbowała się nie rozpłakać. – Przez dwa dni byłam na tej planecie sama, lecz trzeciego dnia
Zmartwychwstałam.


-Powinniście już iść. Ona musi odpocząć – powiedziała cicho Keller do Sam i Shepparda, który kiwnął głową na swoją drużynę. Po chwili dziewczyna została sama. Cisze przerywało tylko ciche kapanie kroplówki.
Aaale... kroplówki nie słychać.


Przewróciła się na bok. – „Nie powiedziałam im wszystkiego, nie powinnam tego robić… I tak dowiedzą się wcześniej czy później…” – pomyślała dziewczyna. Jej wzrok wlepiony był w ścianę. Zaczynał się nowy rozdział jej życia, ale czy będzie szczęśliwszy niż dwa ostatnie?
Nie wiemy, ale my na niego nie czekamy.


-Sam!! – Keller podbiegła do blondynki rozmawiającej z brytyjskim fizykiem.
A ponoć to niemieccy naukowcy są najlepsi.


- Coś odkryłam, co wiąże się z Karin – lekarka wyglądała na lekko zdenerwowaną. – Jej DNA budową jest bardzo podobne do budowy DNA Pradawnych.
Samantha spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Oznacza to, że któreś z jej rodziców mogło być pradawnym, a ona jest…
Hmmm… Półpradawną?
- To jest możliwe?
-Najwyraźniej tak.
Nie w moim szpitalu.


Obok jej łóżka stała Sam, Sheppard i Keller.
Chyba stał sam Sheppard...


- Cześć Karin. Jak się czujesz? – zapytał pułkownik z lekkim uśmiechem.
-Nadal bolą mnie płuco, ale mam już dość tego leżenia… - odpowiedziała, krzywiąc się.
A wiecie, co to jest “płuco” po grecku?


-Musimy porozmawiać – Carter spojrzała na nią poważnym wzrokiem. – Czy, któreś z twoich rodziców było Lataniem?
Amano: Autokorekta jest niemiłosierna.
Mori: Tak. Mama miała bzium. (Pozdrowienia dla Heg, Kaldura i ich córeczki.)
Deigh: „Nie, nikt z rodziców nie fruwał.”



Toto zostało napisane przez znaną nam już ałtoreczkę odpowiedzialną za fanfik z HotShe, czyli żeńskim Hot Shotem. Oto jej drugie ciężkie przewinienie, również z Transformersów.

Analizowała Amano, która już dawno nie bawiła się tak dobrze. Jednak Mystery Science Theater 3000, Wierd Al Yankovic i wizyty w dziekanacie to niezły misz-masz.


Gdzieś na planecie szybkości .....
((Planet of Speed. Czy Planet of Fast? Tak źle, tak niedobrze...))
[ Zaraz obok mamy Planet of Ganja i Planet of Food. ]


RedAlert wściekły na swojego towarzysza HotShota przeklinał dzień w którym Optimus kazał mu wyruszyć na poszukiwania cyber klucza z transformerem,który budził w jego odrazę.
((Budził jego odrazę zawsze przynajmniej o godzinę za wcześnie, bo to zły Transformer był.))


Od samego początku pracy na planecie szybkości,jego towarzysz łamał wszystkie polecenia i chodź chciał jak najlepiej to wszystko obracało się przeciwko jemu.
((Chciał dobrze, a wyszło jak zawsze.))
[ Łamał a potem dorzucał do kominka, bo zimno było. ]


RedAlert nie miał już sił do niego i już miał to zgłosić Optimusowi,gdy pomyślał,że da mu jeszcze jedną szanse.
((Tak po prostu.))
[ Matka Teresa po upgradzie. ]


Poszedł więc do HotShot,który przebywał razem z Clokerem i najstarszym transformerem na tej planecie,których uratował przed złymi Decepticonami.
((Clokefeller, co to nie założył uniwersytetu i teraz, niestety, to widać.))


-HotShot!-zawołał wściekły red Alert-Musimy pogadać!
((„Hot Shot, musimy poważnie porozmawiać...”))
[ Chodzi mi o te jaojce pod twoim łóżkiem... ]


-Teraz nie mogę,udoskonalam...
-Mnie to nie obchodzi co robisz!Masz tu przyjść i mnie wysłuchać!!!
-Ej co tak nerwowo!
-Od samego początku łamiesz wszystkie rozkazy Optimusa!
((Z grubej rury.))


-Gdybym ich nie złamał po nich by już nic nie zostało!
((Ale że bo jak?))


-Mieliśmy się nie wtrącać w sprawy,które nie są nam ważne.
((Bo nie ascendujemy!))


-Ale mi są ważne!Nie pozwolę,żeby,ktoś zginął jeśli mogę mu pomóc.
-To przynajmniej powiedz Optimusowi co się wydarzyło!
((Pocztówkę byś mu wysłał!))
[ SMSa chociaż! ]


-Zwariowałeś?! Będzie wściekły,a mi nie wiele brakuje,żeby wygrać Cyber klucz dla naszej drużyny!
((Jak się w minutę nie wyrobię, to nam Gonera bramy nie otworzy...))
[ Co za debil dał nam Galvatrona jako dowódcę drużyny, kretyn strzela zamiast myśleć! ]


-Nie weźmiesz udziału w żadnym wyścigu!
-Ta, bo co?
-Znowu łamiesz rozkazy!
-Rozkazy!Rozkazy!Wciąż tylko te rozkazy!Chodź raz byś dał spokój.
-Jak Optimus się dowie,to ci się oberwie.
-Ta jasne,od razu niech mnie jeszcze zabije,wtedy dopiero będzie exstra.
((Sskubany konuss!))


RedAlert jeszcze bardziej wściekły na HotShot,odszedł i próbował wymyśleć plan,jak powiedzieć to Optimusowi. W końcu zebrał odwagę w sobie i zgłosił się do bazy.
-Witaj Optimusie.
((Genialny plan, Napoleonie.))


-Red Alert jak idzie misja na planecie szybkości,jakieś wieści o Cyber kluczu?
-Sprawy się skomplikowały...
-Co?
-Chodzi o HotShota.
-A co z nim nie tak?
((Poza tym, że wszystko...))


-Cały czas łamię rozkazy.
((Holender, miało być na niego!))


Ujawnił się,zaprzyjaźnił z miejscowymi,wywołał wojnę z tutejszymi Decepticonami i chce wziąć udział w wyścigu.
-Co!!!-Optimus był wściekły.
((Zapewne za tę przyjaźń.))


-Nie wytrzymam z nim!W ogóle się mnie nie słucha cały czas nawala i jeszcze udoskonala swój system,narażając się na kłopoty.
((Nie nadążam.))


-A wiadomo coś o Cyber Kluczu?
-Tak,podobno CyberKlucz jest nagrodą za wygranie wyścigu.
-To jakiś absurd!Udam się na tą planetę i pogadam z przywódcą,wiadomo,kto nim jest?
((Watto się przeprowadził z Tattooine.))
[ A ten przywódca to taki duży, spasiony robal. ]


-Tak.Jest to Override,najszybsza dziewczyna na tej planecie.
((A jakże.))
[ ... ]


Był już późny wieczór HotShot i Clocker uczyli się nowych manewrów od Bleakdowna,gdy w pewnym momencie zjawił się wielki Transformers.
((Breakdown wpadł do wybielacza.))


HotShot wiedział,że to nie oznacza nić dobrego.Gdy wyłonił się z ciemności HotShot poznał,że to Optimus.
((*dramatyczna muzyka*))
[ No ten to musi mieć wejście... ]


-Witaj HotShot musimy pogadać-powiedział groźnie,widać było,że jest bardzo wściekły.
((Szefie, małe deja vu.))


Błękitny transformers udał się nie chętnie za czerwono-niebieskim TF-em.
((Odnosimy się po kolorach. Poprawnie.))
[ Błękitny. Czyli: Thundercracker, Soundwave, Blurr, Rumble... ]


-Co to ma znaczyć!-zaczął krzyczeć Optimus,gdy byli już bardzo daleko.
-No,bo...
-No,bo???Kazałem,żebyście się nie ujawniali,a ty co robisz?!!!!-wrzeszczał wściekły.
-Bo...
-Zamilcz!-spoliczkował TF-a,który padł na kolana-Mam dosyć twoich wybryków!Powierzyłem ci misję i wierzyłem,że ją wypełnisz,a ty co robisz?!!!Ścigasz się i kompletnie nie pamiętasz o misji.
((I wcale nie zamieniłem się z Galvatronem na osobowości!))
[ Wcale nie bawiłem sie urządzeniami w zapomnianym laboratorium jakiegoś starego naukowca! ]


-Pamiętam!Chciałem wziąć udział w wyścigu i wygrać Cyber klucz!
-Nie będzie żadnego wyścigu!Osobiście pojadę to Overridę i wytłumaczę jej wszystko.
((Overridę. Matko Boska bolesna...))
[ Pojedzie ją? Prime! A co z Elitą!? ]


Optimus odjechał, a HotShot powoli wstał. Bolała go twarz,a kolana trzęsły mu się ze strachu,który jeszcze nie przeszedł.
((... się po nim.))
[ Wielka, kosmata panika... ]


Zmieniłsię w pojazd i udał do Bleakdowna i Clokera.Gdy dojechał,był tam RedAlert. Zmierzył go wzrokiem,a biały transformers dostrzegł,że HotShot ma pobitą twarz.
((I śliwę pod okiem.))
[ Przemoc w rodzinie :< ]


-HotShot,co się stało?-podbiegł do niego Cloker i parzył się na niego jakby się miał zaraz rozpłakać.
-Co on ci zrobił?Jak on mógł-nie wytrzymał , wtulił się w błękitnego TF-a i płakał.
-Nie płacz,nic mi nie jest-próbował pocieszyć chłopca.
((Syndrom Cyclonusa.))


-On nie może cię tak traktować.Uratowałeś mi życie-szlochał,HotShot uklęknął i przytulił młodego TF-a.Było mu przykro,że dziecko musi przez niego cierpieć.
-Wszystkie jest w porządku-głaskał malca po głowie.
((Wszystkie nie być w porządku. Ja Grimlock widzieć slash. I nie chcieć.))


FF.2 Kamienie
((... na szaniec.))
[ Węgielne. ]


-Nie płacz,nic mi nie jest-próbował pocieszyć chłopca.
-On nie może cię tak traktować.Uratowałeś mi życie-szlochał,HotShot uklęknął i przytulił młodego TF-a.Było mu przykro,że dziecko musi przez niego cierpieć.
-Wszystkie jest w porządku-głaskał malca po głowie

-Nic mi nie jest-uspakajał Clokera.
((Po raz ostatni mówię, że nic mi nie jest!))


-Ale tak nie można...-łkał.
-Jak widać jest inaczej-głaskał go po głowie,starał się uśmiechnąć,ale ból mu w tym przeszkadzał.
-A co teraz będzie?
-Nie wiem,pojechał do Override.
-Po co?
-Chce zdobyć wszystkie Cyber klucze,by uratować świat.
((Tak napisali na odwrocie pudełka...))
[ Dlaczego fandom musi mnie jeszcze bardziej uświadamiać, że Armada to jednak POKEFORMERS? ]
((Zakładając, że to Armada. Bo chyba mieszanka z Robots in Disguise. Ja już nic nie wiem.))


-No ładne mi uratować świat!Bijąc tych,którzy się starają mu pomóc.
-No,ale...AŁA-złapał się za policzek i próbował powstrzymać się od łez.
((Łzy bardzo bolały, gdy spływały po policzku.))


-Wszystko w porządku?
-Tttttaaaakkk-przedłużył jęcząc.
-Boli cię policzek?-spytał smutny.
HotShot pokiwał głową,że tak.
-To chodź,BleakDown na pewno coś ma,albo chociaż nie opatrzy.
((No bo po co miałby opatrywać rannego, przecież to bez sensu.))


Hot posłusznie podążył za Clokerem.
((I zabełtało mu błękit w głowie.))


Tym czasem Optimus rozmawiał z Override i wcale nie szło mu najlepiej.
-Jeśli tak ci bardzo zależy,to będziesz musiał go wygrać!
-To niedorzeczne,cały świat...
-Tak wiem,jest zagrożony.
-Skąd wiesz?
-Megatron i HotShot mówili dokładnie to samo.
-Razem?
((Zazdrosny?))

-Nie, Megatron mówił,że stowarzyszenie Autobotów jest złe,a HotShot zaprzeczał i do niczego nie doszliśmy.
((Stowarzyszenie Autobotów nie zostało zaaprobowane przez Sekretarza Partii.))


-Musisz mi uwierzyć...
-Nic nie muszę!Mówiłam ci jeśli ci tak zależy to,dlaczego nie postarasz się go wygrać?!
Dziewczyna zmieniła się w pojazd i odjechała.Optimus był zaskoczony odwagą dziewczyny i równocześnie zły,że nie udało mu się załatwić sprawy z Override.
((Oczywiście pół wszechświata to jakieś odmiany Transformersów.))
[ I mówią po angielsku. ]


-HotShot,pomocy!
Błękitny TF rozpoznał głos Clokera i rzucił się w stronę z której dobiegał głos chłopca.
Na zewnątrz stały Decepticony.Ranzak,Crampenzone i Sideways,który trzymał Clokera.
((Ransack i Crumplezone zaczęli się uczyć niemieckiego, a Sideways nagle zdecydował się, po której stronie stoi.))
[ Kanon? Idziesz na kawę? Fajne, ja też. ]


-Puszczaj go!
((„Okej.” - *jeb*))


-Puść dzieciaka,a nic ci nie zrobię!
-Marzysz-odpowiedział kpiąco.
W odpowiednim momencie puścił Clokera i atakiem szybkiego tępa zaczął atakować HotShota.
((Justice Double Final Punch!))
[ Nowa szkoła walki - Szkoła Szybkiego Tępa. ]
((Tępa szkoła.))


Po kilku minutach błękitny TF padł na ziemię.
-I co fajnie było?-spytał śmiejąc się ze swojego zwycięstwa.
((Aż się cisną na klawiaturę komentarze nie nadające się do druku...))


-To jeszcze nie koniec...-szepnął HotShot i rzucił się na TF,kiedy on był pochłonięty swoim zwycięstwem.
-Uciekaj Cloker!
-Ale...
-Już!-Cloker zrobił tak jak HotShot mu kazał,pobiegł do domu BleakDowna,gdzie były tak i inne Transformery,także i Optimus.
-Cloker nic ci nie jest?-ucieszył się BleakDown.
-Mi nie,ale HotShot jest poważnie ranny i walczy z decepticonami.
(("Pytałem co nowego."))


-Co?-spytał Vector Prime-Gdzie?
-Tam!Za wzgórzami!
((Tam... jest KOSMOS! ... Za tym sufitem.))


Ku im zaskoczeniu HotShot wygrywał,dwa decepticony leżały na ziemi,a Sideways bronił się jak mógł.
-Zostaw go!-krzyknął Vector Prime,a na jego widok Decepticon się zlękł.
-Jak chcesz,ale to jeszcze nie koniec!-strzelił,gdzieś w górę.
-Chybiłeś-powiedział Landmine,ale się mylił,bo sterta gruzu zaczęła spadać z gór prosto na błękitnego TF.
((Sideways oglądał "Mulan".))


FF.3 Miłość Brata
((... nie istnieje.))


-Nie!!!-krzyczał Cloker i biegł odkopać przyjaciela.
Landmine,Optimus,BleakDown i Vector Prime mu w tym pomagali,w końcu wydostali TF-a z pułapki.
-HotShot!-płakał malec,szturchając jego ramie.
-Jest nieprzytomny,ale żyje-powiedział Landmine.
Optimus wziął go na ręcę i zdziwił się,że TF tak mało waży.
((Na jedną ręcę.))


-Chodźcie do mnie-powiedział szybko BleakDown.
Tak TF zrobiły,Optimus położył HotShota,a BleakDown podłączył go do specialnej maszyny.
-Jego stan jest ciężki,ma wiele obrażeń.
((Znane także jako "He's dead, Jim".))


-Red Alert dasz radę mu pomóc?
-Zrobię co w mojej mocy-powiedział i zaczął przeglądać stan błękitnego TF.
(("Co w mej mocy zrobię ja," poprawił go Mistrz Yoda.))


-Jak to się stało,że walczył z Decepticonami?-spytał Optimus.
-Wyszłęm na dwór,a wtedy ten czarno-pomarańczowy TF mnie złapał,wołałem o pomoc i zjawił się HotShot-mówił Cloker,a gdy skończył padła na kolana i przytulił się do ręki HotShota.
((Wyszłęm, przeszłęm, ale nie doszłęm, bo mnie złapli.))
[ I czasłęm dżwiamy, bo hamstfa nie sniese. ]


-Wszystko przeze mnie,gdyby nie uratował mi wtedy życia nic by się nie stało.
-Co?-spytał Optimus zaskoczony.
-HotShot uratował nam życie-powiedział BleakDown.
-Ale jak to?-spytał Vector Prime.
-Decepticony zaatakowały nas i nie mieliśmy szans za przeżycie,gdyby ten młodzieniecnie zjawił się w ostatniej chwili i ich powstrzymał.
Optimus spojrzał na HotShota i zrobiło mu się go żal.Patrzył na jego twarz i widział ślady na policzku,które mu robił.
((Mnie się wydaje, czy to zdanie naprawdę źle brzmi w tym kontekście?))
[ ... zły dotyk boli całe życie... ]


-Jego stan jest bardzo ciężki-powiedział Red Alert.
-Nie da się nic zrobić?-spytał Landmine.
((Jedynie skopiować scenę z filmu...))


-BleakDown on wyjdzie z tego prawda!Powiedz,że tak!Powiedz!
-Jeśli ty w to wierzysz i on w to wierzy...-powiedział stary TF wolno,chodź sam w to nie wierzył.
-Ja wierze!Ja wierze.
((A ja już k*** nie mogę...))
[ Dlaczego mam wrażenie, że pisał to któryś z moich uczniów? *Mori pracuje w przedszkolu* ]


Starscream dokładnie obserwował co się dzieje w hangarze BleakDowna i doszedł do wniosku,że koniecznie musi to zgłosić Megatronowi.
((Podglądał przez dziurkę od klucza.))
[ Nie, ma sterowanego Laserbeaka! ]


Przeleciał wrota
((... XD))
[ Ekhem, Generale Hammond, jakiś obcy, no... on, teges... no niech pan sam zobaczy! ]


-Megatronie?
-Co?
((Tylko sprawdzałem.))


-Twój brat jest ciężko ranny.
((Dum dum dum dummmmmm.))


-CO!!!!
-HotShot może nie przeżyć tej nocy.
-Jak do tego doszło?Co się stało?
-Sideways,Crampenzone i Ranzak zaatakowali go,a potem zasypali stertą kamieni.
((Rozdział w pigułce.))


-Obserwuj HotShota i daj mi znak jak będzie się coś działo.Nie mogę ujawnić,że jesteśmy rodzeństwem-powiedział zdenerwowany waląc w ścianę.
(("Przesadzasz, szefie, Mufasa i Skaza się nie chowali..."))


Tylko Clocker został przy nim i płakał,słysząc jak HotShot jęczy z bólu.
-Proszę nie umieraj...
((Jęczy, znaczy jeszcze żyje...))
[ Nie umrę... tylko do cholery złaź z mojej nogi! ]


***Przez resztę nocy chłopak czuwał,a TF-y zamyślone trwały w bezruchu,Megatron przeżywał katusze w swojej bazie i wzbudzał grozę Decepticonów***
((Cloker udaje niańkę, Megatron udaje Galvatrona, a Autoboty jednocześnie weszły w stazę. Sucks to be them.))


***Późnym rankiem***
((Skoro świt, jedenasta...))


-Red Alert sprawdź jego stan-powiedział Optimus,chodź w jego głosie nie było już nadzieji.
Red Alert posłusznie poszedł sprawdzić,a gdy to zrobił spuścił głowę.
-On umiera nie ma już szans-powiedział bardzo cichutko,ale młody TF-ik go usłyszał.
(("It's worse than that, he's dead, Jim!"))


-Nie-zaczął płakać,tak,że Transformery z zewnątrz go słyszały.
-Wybacz Cloker...Nic nie mogę zrobić-powiedział ze spuszczoną głową ransformers.
((To co, idziemy na kawę?))
[ Rans, dwans... ]


Starscream słysząc co się dzieje poleciał szybko zawiadomić swojego pana.
-Megatronie!-krzyczał swoim chrapliwym głosem.
-Co z nim?!
-Umiera.Jest zbyt słaby,żeby przeżyć.
((Autobot, Który Nie Przeżył.))


-NIE!!!-Megatron wpadł w szał,zdemolował praktycznie całą bazę.
((W jednym zdaniu!))


-Musi być sposób,żeby mu pomóc.Do Cholery MUSI!
Starscream chodź z pozoru wyglądał na smutnego cieszył się w duchu.
(("W końcu może zainteresuje się mną..."))


-"Świetnie jego brat zdycha,on traci kontrolę,no a co za tym idzie?To,że ja w końcu zostanę władcą,zaraz po śmierci Błękitnego pod porządkuję se tego dekla i będzie tańczył jak mu zagram"..
((Malygos jednak nie miał zamiaru umierać.))


Megatron wyszedł i zniknął w odchłani wrót wymiarowych.
((Źle zakodowali siódmy symbol.))
Knupfel: Daję mu 48 godzin.
[ To ja dzwonię po McKay'a. ]


Usiadł na odłamku jakiegoś kosmicznego śmiecia.
((Po czym Wreck-Gar ugryzł go w...))


-Ojcze!-krzyczał wznosząc twarz ku górze.
((Daj popływać!))


-Nie pozwól na to! Nie pozwól!
Megatron po pewnym czasie spuścił głowę ku dole.
-Dlaczego?!-spytał donośny głos mężczyzny.
-Przecież i on jest twoim synem!
-Ty nim jesteś,on...
-Co z tego!?To nie jego wina,że odziedziczył znak po matce.
((JAK?!))
[ Susan też twierdziła, że dziedziczenie tak nie działa. ]


-Ma wybór!
-Proszę,zrób wyjątek.
-Megatronie przestań!Zaczynam myśleć,że jesteś słaby tak jak on!
-Nie liczą się dla mnie transformerzy,ani moi podwładni,ani te śmiecioboty zwane autobotami,ale HOTSHOT-tu nacisnął-jest moim bratem i nie pozwolę,żeby umarł.
-Esh no dobra w końcu mam jednego syna...
-Dwóch!-przerwał mu Megatron.
-Niech ci będzie.Mam dwóch synów,a jeden z nich jest CIAPĄ.Mogę tak go nazwać,żeby cię nie urazić.
-Już mnie uraziłeś,no,ale niech ci będzie.
-Wracaj do planów podbicia świata,a ja się zajmę tą CIAPĄ-rozległ się głos,a gdy Decepticon odszedł niewidoczna osoba dokończyła-może.
((................................... ależełomatko........))
[ No modły w ogrodzie oliwnym to to nie są! ]


FF.4 "Genialny pomysł Clockera"
((Uciekać, byle dalej.))
[ Tik, tak, tik, tak... ]


HotShot dalej był nieprzytomny. Jego stan bardzo się pogorszył. Mały transformers Clocker płakał nad nim nieustannie błagając o cud.Optimus zaczynał mieć wielkie wyrzuty sumienia, że tam potraktował Błękitnego transformera.
((Naznaczony błękitem.))
[ To już wiemy co to były za Kamienie... ]


Bud Kobi i Lori bardzo się przejęli sytuacją transformera i współczuli mu.
((Nieeeee, tylko nie te dzieciaki!!))
[ Kobi Bud Kienobi. ]


Czyli się źle, bo byli bezradni i nie mogli w niczym pomóc.
((Czyli tak jak zwykle.))


Najmniejszy z ludzi Bud płakał przy Joltie, Lori próbowała pocieszyć wszystkich, ale jej sięto wcale nie udawało. Kobi wolał być sam. Patrzył się w oddala i zastanawiał się nad sensem życia.
((Oddal wykonywał w jego stronę nieprzyzwoite gesty.))
[ Ja też. ]


Minął dzień i nastała ciemna noc.
((Już nastała ciemna noc... Gwiazdy już na niebie świecą......))
[ Na dole lampy świecą... więc światła jest co nieco... ]
WIĘC CZEMU TO PLUGASTWO PĘTA SIĘ?!!?!


Break Down próbował odciągnąć Clockera od nie przytomnego HotShota,ale mu się to nie udawało.
((Przyspawał się.))


-Czy pamiętasz? Jak on się tu pojawił wszystko się zmieniło. Uratował nam życie i nic w zamian nie chciał. Hotshot wniósł w moje życie coś nowego. Coś co trudno mi wytłumaczyć.On był… I chce żeby był dalej przy mnie. Gdy było mi smutno on mnie pocieszył ii i przytulił. Mówił miłe słowa i był kimś innym niż wszyscy tutaj.
-Nie rozumiem.
-Opowiadał mi o ludziach z planety ziemia. WIESZ? Oni ,ci lubisz mają rodziny. Które się nimi opiekują. Najczęściej to kilka osób3,4 czasami nawet 20 a może nawet i więcej,ale w rodzinie chodzi o to, żeby sobie pomagać. Jest tam mama,tata,dzieci,dziadkowie i inni członkowie rodziny. Aaaa Hotshot byłłł dla mnie jak jak jak taka mama. Pierwszy raz w życiu ktoś mną się tak zaopiekował.Nikt wcześniej mnie tak nie traktował.
((Wymiękłam przy pierwszych trzech zdaniach.))


-Wiesz… Masz racje był inny iii ja też chce żeby był dalej-usiadł przy nim.
-Musi być on jest cudowny.
-Rodzina tak?
-Rodzina. Wiesz moglibyśmy założyć własną! Ja,ty i on.
((Tylko na to czekałam...))


-I jak ty to sobie wyobrażasz?
-Ty będziesz tatą czyli mężem……
-Kto to jest mąż?
-Mąż to osoba,która kocha żonę. Hot mówił,że w tych ludzkich filmach Maż i żona się kochają jak femobotki na filmach z ….
-Nie kończ.
-Być kochał Hotka,bo on by był mamą. A ja waszym dzieckiem xD
((Nie mogę. Tak mi się chce śmiać, że po prostu NIE MOGĘ. Ja rozumiem trochę slasha/yaoi, ale to mnie wbiło w fotel...))
[ Mama umiera! XD ]

Brak komentarzy: