piątek, 19 czerwca 2009

Sory.

No niestety, sesja nas trochę przytegociła, potem problemy maści innej, ale nie będę zanudzać. Analiza jakaś będzie, ale nic nie chcemy obiecywać - jednakowoż będziemy się starać.

We're not dead yet!

Howgh.

//Amaniec

czwartek, 29 stycznia 2009

Eś O Eś

Nawał pracy i sesja to nie jest dobre połączenie jeśli idzie o analizy. Ale Mori znalazła wolną chwilę i zajęła się tym. Dzisiaj Warcraft.



W ciemnej , kamiennej , prawie idealnie okrągłej grocie odziany w czarne szaty , smoczy mag przegląda swe widzące kryształy.
[ Miały oczka. ]

Przeglądał całe Azeroth szukając swego największego wroga. Niszczyciela. Tego ,
[ którego imienia nie wolno wymawiać? ]
((Którego imienia zapomniał ale na pewno sobie przypomni jak tylko tego gościa jeszcze raz zobaczy.))

Wszystkie smoki są naznaczone bliznami Nethalriona.
[ Autor spisywał imię z katakany? ]

Mimo , że najwięcej z nich nosi błękitne stado Malygosa ,
[ Gęsi za wodą, kaczki za wodą… ]

Jego wzrok sięgał już wszędzie.
[ Nawet w teczki IPN. ]

Wszędzie oprócz Undercity...
[ Mają firewalla. ]
((Poustawiali lustra naokoło i on się może co najwyżej przejrzeć.))

Jego wzrok blokowały prastare czary. Starsze nawet od niego , starsze od języka smoków.
[ Starsze niż najstarsi Indianie! ]
((Panteon odmawia komentarza.))

Tylko Oni mają taką potężna magię. Tylko
Oni...
[ Oooonimaru-sama! ]

- To niemożliwe ! - Wrzasnął nagle a z sklepienia posypały się kamienie.- Oni powrócili ! Ale kogo mamią teraz ?
[ Wszyscy mamią Mambę! ]

- Kto padł ofiarą Starych Bogów ?
[ Tom Cruise? ]
((Ftaghn.))

Wielki , kamienny zamek otoczony śmiercią. Królestwo Opuszczonych.
[ Em… Ftaghn? ]
((Chyba powinnam czytać więcej, zanim coś napiszę...))

Pewnej pochmurnej nocy w Undercity w komnacie Mrocznej Pani.
- Pani. Przybył posłaniec.
- Dobrze , zatem wpuście go.
[ Na pewno? A może postoi jeszcze trochę w holu? ]

Sylvanass w milczeniu wstała z tronu , podeszła do wyglądającego na starego , wręcz umierającego i pozbawionego oczu starca.
[ John McCain!? ]
((COBRAAAA!!!))

Wzięła tabliczkę i z ekscytacją w oczach poczęła ją oglądać - badać wzrokiem.
[ Mori przeczytała to i poczęła roflować – smiać się w chaotyczny, niekontrolowany sposób, turlając się na ziemi. ]

- Czy to rzeczywiście to ? - Rzekła z nutką zawiedzenia w głosie.
[ Oczywiście, prosto z Biedronki. ]

- Owszem Pani. Tablica Markiri. Tablica dzięki , której Kal'dorei wzywali istoty z planu żywiołów.
[ Idę z kanonem na kawę. ]
((Ta druga to harakiri. Dla analizatorek.))

- Więc możemy zaczynać - Rzekła nie kierując to do nikogo.
[ Taaak, Pinky! Nareszcie! ]

Siadając na tronie
[ Jakim tronie? ]

machnęła ręką na sygnał , że posłaniec może odejść. Tak też zrobił. Kłaniając się chwycił swój kij i wyszedł z komnaty wiążąc na oczodołach czarną chustę.
[ Machnęła dość głośno, żeby się skapnął. Ewentualnie strażnik go szturchnął. ]

Oni..Chcą powrócić !..Musisz..Musisz ich powstrzymać ! Inaczej całe Azeroth czeka zagłada. Historia...Powtarza się...Oni...oni wodzą teraz Sylvanass jak niegdyś Netlahriona. Musisz...Musisz działać..
[ Pozwólcie, że przypomnę… terror, zagłada, zniszczenie. ]
((A ten co, Shrapnel? Słowa powtarza?))

Tej nocy młoda kapłanka nie zaznała snu. Jej umysł przepełniały wizję świata...Świata skąpanego w pierwotnych chaosie. W niszczycielskiej harmonii destrukcyjnych żywiołów. Oraz głosy..Głosy mówiące o niebezpieczeństwie. Mówiące o tej destrukcji i szaleństwie. Nowym świecie.
[ Jednym słowem, nie była już w Kansas. ]

W jego oczach widać było płomienie - harmonijnie tańczące języki ognia.
[ KURWIKI! ]
((Stare, ale ciągle dobre.))

Gdy pierwsze promienie słońca wpadły przez okno , wstała próbując ogarnąć chaos powstały w swoim umyśle oraz pokoju.
[ To co ona robiła przez sen? ]

W jej głowie wciąż brzmiały głosy z zeszłej nocy. Nie wiedziała co miała zrobić. Czy to co widziała mogło być tylko senną marą ? Czy być może chytrym zaklęciem jakiegoś dowcipnisia ?
[ „Ty stary, choć skocimy jakąś nowicjuszkę!” „Jasne, tylko jak?” „A podeślemy jej koszmara!” Ma sens? No właśnie. ]

Tego nie wiedziała. Wiedziała , że jedyne co może zrobić to powiedzieć komuś o swojej wizji , lub koszmarze.
[ „Psze księdza, śniło mi się…” „Dwie zdrowaśki, następny.” ]

Po uprzednim ubraniu się kapłańskie szaty składające się z kremowej tuniki z białymi , podłużnymi pasami po bokach oraz tego samego koloru spódnicy aż do stóp z czarnym , wykonanym z skóry lynxa paskiem oraz dwoma podłużnymi paskami czarnej szaty o cal krótszych od spódnicy , rozpoczęła układać włosy w tak zwany "koński ogon".
[ Że słownika nie dali to rozumiem, ale nawet googla nie zapytać, czy lynx to przypadkiem nie RYŚ? ]
((Zaraz Yamaneko...))

Po czym wyszła z domu i skierowała się do akademii.
[ Autentycznie zaloguję mojego elfa i przejdę się po tym mieście, bo jak Cthulhu kocham, nie ma tam akademii! ]

Idąc czuła na sobie czyiś wzrok. Czuła , że ktoś za nią podąża. Dobrze wiedziała kto to.
- Dzień dobry mój drogi cieniu - Rzekła z nutką sarkazmu w stronę drzewa nieopodal niej.
[ … *pierdut* Mori właśnie spadła z krzesła. ]
((Drzewo nie chciało z nią rozmawiać, jako że czekało na Rincewinda.))

- Widzę , że humor się cię dziś nie opuszcza , co Nirneth ?
- Jak , że by miał mnie opuścić widząc taki wspaniały pokaz kamuflażu , Japp.
[ Japp capp capp, Je-fa-fa? ]
((Parili parilalla...))

W tym momencie nadszedł kolejny elf. Był to wysoki , potężnej postury ubrany w pomarańczową , płytową zbroję paladyn.
[ Ja wiem, że niektóre projekty zbroi wg. Blizzarda są wręcz śmieszne, ale pomarańczowej płytówki to żem nie widziała. ]

Wtedy Japp wyraźnie zniesmaczony odpowiedział : - Trening , trening i jeszcze raz trening. Czy ty świata nie widzisz po za tym ?
[ Zwątpienie wyczuwam w tobie, młody padawanie… ]

Zezłoszczony Japp zmierzył paladyna wzrokiem i odrzekł gorzko : - Uważaj byś się nie przeliczył z słowami...Te sztylety potrafią wiele...
[ Są na pilota. ]
((To te z Naxxramas?))

- Odłóżcie te wasze walki kogutów na kiedy indziej , musimy już iść na zajęcia.
[ *wywiesza tabliczkę zapisaną ciężkim gotykiem* KU-KURY-KU-KU ]

Tym czasem , gdzieś na równinach Mulgore
[ Zmiany lokacji jak w M jak Miłość. ]


Tym czasem druid usadowił się na trawię i zaczął się uspokajać , wyciszać - wkraczać w Szmaragdowy Sen. Gdy już znalazł się w królestwie Tej , Która Śni zaczął szukać tego , co zaniepokoiło ptaki na niebie.
[ Po czym, jak każdy początkujący druid, zgubił się tam i koniec opowiadania. … No co? Pomarzyć nie można? ]

Czuł , że i w Śnie Plaga zasiała śmierć i czuć było odór zgnilizny.

Nad zniszczoną stolicą było czuć zawirowania magii. Opuszczeni znów coś czarowali.
[ Oj tam, tylko przywołują Cthulu a ten zaraz, że czarują. ]
((To nie była Plaga. Ale co ja się z blogiem kłócę...))

Zagłębił się niżej i głębiej w Undercity.
[ Z impetem. ]
((Z łopatą przez piwnicę.))

agle przestrzeń wokół niego zafalowała i zaciemniała. Usłyszał tylko jedno słowo - Precz , po czym został wyrzucony do swojego ciała. Byłby upadł na ziemię gdyby nie Trolli wojownik.
[ Którego rozpłaszczył swoim wielkim taurenim cielskiem. ]

W tej chwili Kevalo z złością w oczach zgniótł na proch kamień , którym wcześniej ostrzył topór i obnażając kły.
[ Ostrzył go na piłę chyba. ]

- Tak , wiem , że ich nie znosisz. Teraz planują coś co może zagrozić Kalimdorowi..
[ Jak każdej nocy, Pinky. ]

Następnego dnia w Dzielnicy Wojny
[ Ulubione miejsce niejakedo Dabelju. ]
((A leją zasłużonych.))

- Potrzeba Ci jeszcze czegoś , lordzie ? - Pytał się sługa wysokiego kapłana.
- Mam już wszystko , czego mi potrzeba. Możesz odejść. - Odpowiedział długowłosy Opuszczony ściągając swe purpurowe szaty. Po czym machnął ręką i sługa odszedł.
[ Kapłan nareszcie mógł się w spokoju wykąpać! ]

Starzec począł ubierać swe ceremonialne szaty. Szaty najwyższego kapłana Undercity.
Składały się na nie Szata ,
[ … Jaja se robi? ]

Materiał z którego były one stworzone nie był zwykłym płótnem.
[ Były płótnem na SZATY. ]

Był a to szata nasączona pierwotnym cieniem.
[ Cień łupał kamieniem o kamień, radośnie nucąc „unga”. ]

Wyglądałyby były zrobione z kamienia. Marmurowa szarość współgrała z runami w gammie kolorów od niebieskiego do purpurowego.
[ Minusem było to, że kapłan nie widział, gdzie się kończy. ]
((Gamma chichotała, bo przenikała dalej, niż alfa i beta.))

Zdawała się przyciągać cienie. Gdy tylko skończył , ktoś zapukał do jego drzwi.
[ Zapewne jakiś cień. ]

- Witaj , lordzie De'mon.
[ Dzień dobry, Cruello. ]

Przynoszę wieści z frontu.
[ Dalmatyńczyki zbierają siły na granicy. ]

- Po nie-żyjemy i zobaczymy.
[ … A ha ha ha ha ha. ]

Olivier usiadł przy trójkątnym stole
[ Kiedyś był okrągły, ale usiadło na nim trzech Taurenów. ]
((Teraz stół ma klapki po bokach.))

Po chwili przerwał.
- Dlaczego przerwałeś ? - Zapytał się De'mon.
[ Bo mi ałtorka kazała przerwać. ]

Ostatnie doniesienia raportują
[ … Strona bierna to chyba inaczej działa. ]
((Ostatnie raporty donoszą, że chyba tak.))

Olivier nie chcąc zachodzić głębiej w ten temat , skrzyżował ręce na klatce piersiowej na znak szacunku i pożegnania. Po czym znikł w białym dymie.
De'mon nie dziwiąc się temu rozpoczął przygotowania. Przygotowania do podróży.

Późnego popołudnia w bibliotece w Sivermoon.
- ...Pamiętajcie młodzi kapłani , Światło jest również wielką bronią...- Ciągnął nauczyciel , gdy nagle w oczach Nirneth pociemniało. Widok biblioteki zasłoniła jej ta sama posta co ubiegłej nocy. Stanął przed nią w całym swoim majestacie i rzekł :
- Witaj młoda kapłanko.
[ OCHRONA! Wyprowadzić tego idiotę z sali wykładowej! ]

Aura , która od niego biła sprawia , że zdawał się być kimś , lub czymś niewiarygodnej potędze , sprawiała , ze młoda kapłanka z trudem zbierała myśli.
[ Niech ktoś napisze „Leksykon Cosiów, Aur i Przeczuć”, bo ja się gubię. ]

- Skąd mnie znasz ? - Odpowiedziała po chwili
[ Z Naszej Klasy. ]

- Muszę o tym komuś opowiedzieć - pomyślała - ale komu ? Kto w to uwierzy.......
[ Biorąc pod uwagę, że ok. 90% dowódców i władców Azeroth miewa wizje co najmniej raz do roku, to chyba każdy. ]

Pośród pięknych , wiecznie jesiennych lasów Eversong Woods ciągnie się czarna blizna. Jest to Dead Scare.
[ Kro straszy biedną bliznę? ]
((Mogło być od razu Scarce. Jak dodawać litery, to na całego.))

Droga jaką przeszła Plaga kierując się do Silvermoon. Wyryła ona blizny nie tylko w elfach , ale i ziemi....Splugawiła na zawsze. W tymże przeklętym miejscu żyją , czy raczej nie żyją polegli wojownicy elficcy oraz żołnierze plagi.
[ A po bokach życie toczy się dalej. Nie, na serio. ]
((Plaga wyryła blizny na elfach! Co oni, bydło znakowali?))</span>

Przeklęci na wieczność , szukają jedynie okazji by zabijać....lub zostać zniszczonym.
Zniszczonym przez specjalizujących się w magi światła paladynach.
[ Zniszczonych przez te wszystkie cholerne powtórzenia w tym opowiadaniu! ]
((Oj, się Uther z Faolem w grobach przewracają...))

Są oni świętym ostrzem Światła i jedyną bronią w walce z nieumarłymi.
[ Jak dla mnie to solidny młot, miecz, czy dynamit też działają. ]
((Święte Ostrze Światła. ŚOŚ.))

W tym momencie samotny , potężnej postury , długowłosy o świetlanych włosach paladyn
[ Świeci się jak choinka. I firanki. I dywan… ]

przemierza te nawiedzone ziemie by oswobodzić poległych od ich klątwy.
[ Za pomocą obróbki termicznej. ]

W jednej ręce trzymał duży , mosiężny młot bojowy promieniujący światłem spędzał już cały poranek na doskonaleniu swego dzieła.
[ Młot nie chciał powiedzieć, co to za dzieło. ]

Owym paladynem był Marecion - jeden z weteranów wojny z Plaga. Niegdyś zwykły kapłan w małym klasztorze w Silverblade a teraz pogromca nieumarłych.
[ Od pucybuta… ]
((... do Gary Stu.))

Fakt , że niegdyś był kapłanem uwidacznia się przy każdej walce. Po za magią pieczęci używanych przez paladynów znał również sztuki Świętego Błysku.
[ EXPLOIT! ]
((Bling bling!))

Niegdyś piękny las zamieszkany przez ulubione , elfickie zwierzęta – smocze jastrzębie , lynxy
[ „O, cześć Rysiek!” „I’m sorry, I do not speak Polish.” ]
((Yamaneko-sama!))


Tymczasem w Silvermoon :

Nirneth powoli szła marmurowymi korytarzami Akademii , ciągle powtarzając sobie w myślach słowa tajemniczej postaci.
[ I do believe in spooks, I do, I do believe in spooks! ]

Starała się doszukać choć śladu wskazówki , która pomogłaby jej odkryć tożsamość elfa o marmurowej twarzy.
[ A napis na cokole sprawdzała? ]

Jednak jedyne co odkrywa to , to , że sama nie poradzi sobie z intruzem.
[ Goa’uld! ]
((Zatłuc. Dwa za jednym zamachem.))

W porównaniu z nim , jej sztuk kontroli umysłu jest jedynie jarmarczną sztuczką , bo potrafiła jedynie rzucać owe zaklęcie z odległości paru metrów.
[ Kontrol umysłu, sztuk 1. ]

Natomiast on nie mógłby być w pobliżu. Raczej niemożliwym było , by ów elf wisiał w trakcie zając za oknem trzymając się marmurowego gzymsu.
[ Nie można się teleportować na teren Silvermoon? Myślałam, że azerocki Hogwart to Dalaran. ]
((Zaraz, jak? Wisiał w trakcie zając? W trakcie zająca chyba? Czy to zając wisiał?))

Również nie mógł to być żaden z adeptów , a już na pewno nie stary kapłan światła , który prowadził zajęcia z swego fachu , ponieważ brzydził się każdym przejawem magii mroku.
[ No ale żeby MRHOK nie umieć napisać… ]

Idąc korytarzem nawet przeskakiwał zaciemnione kąty…
[ … moment, rofluję. ]
((Musiało to zaiste komicznie wyglądać.))

Młoda , kruczowłosa kapłanka usiadła na jednej z kamiennych ław przy schodach czekając na koniec zajęć.
[ Nie ma to jak sesyjne stanie za wpisami… ]
((Morda, Mori, bo mnie coś trafi przez te wpisy.))

W pustych korytarzach zawsze było coś niepokojącego , a jednocześnie pociągającego.
[ Tentakle! ]
((An octopus if suction is your game... but the hedgehog can never be buggered at all!))

- Coś cię trapi ? – Zabrzmiał z niespodziewanie głos tuż za jej plecami.
- Och , Japp ! – Zakrzyczała zaskoczona Nirneth odwracając się w jego stronę jednocześnie przywołując na twarz uśmiech. – To chyba pierwszy raz , gdy udało ci się do mnie zakraść !
- Widzisz ? Jednak mój trening coś przynosi – Powiedział wyraźnie zadowolony z siebie , krótkowłosy elf.
[ Darmowe wizyty w kwaterze głównej straży miejskiej. ]

- Przepraszam , a co właściwie taki mały łotrzyk robi w Akademii ? – Odpowiedziała Nirneth sarkastycznie.
[ Kradnie tą długą, białą laskę mrozu- aaaa sorki, nie ta gra! ]

Wtedy zabrzmiał kolejny dzwon. Nirneth jak poparzona zerwała się z miejsca i pognała czym prędzej do lochów , gdzie już trwały kolejne zajęcia.
[ Rezurekcja, zajęcia praktyczne. ]

Kapłan Cienia , który prowadził zajęcia przeszył ją na wylot swoim jak igła ostrym wzrokiem, po czym skinął lekko głową w odpowiedzi na jej ciche przywitanie. Po chwili siedziała już przy kamiennej ławie.
[ Poprawka, zajęcia są z nekromancji. ]
((Snape...?))

Po kwadransie zajęć nauczyciel ogłosił ćwiczenia z sztuki kontroli umysłu. Adepci połączyli się w pary i dość nieudolnie starali się zmusić swojego partnera do wykonywania wyjątkowo głupiego tańca.
[ Trenują do Naxx. Idą na Heigana. ]
((Phi, taniec na Heiganie to nic. Trzeba było widzieć, jak się ludzie na Czterech Jeźdźcach gibają!))

Stali jednak na przeciwległych kontach komnaty , która zdawała się nigdy nie widzieć światła słonecznego i być wykutą z jednego , gigantycznego głazu.
[ Na ścianach było pełno graffiti. ]

Odległość jaka dzieliła młodych elfów sprawiała pewne trudności , jednak było widać rezultaty zaklęć w dość nietypowych ruchach młodych uczniów.
[ Znajoma kiedyś zmuszała orki do skakania do lawy. Mam ochotę zrobić z ałtorem to samo. ]


W tym momencie Nirneth stała z rozluźnionymi mięśniami , czekając na atak partnerki. Ta rozpoczęła inkantację , patrząc swej rywalce w oczy i uśmiechając się głupawo.
[ Yghy yhy yhy! NARF! ]
((Ty, któryś ciemniejszy niźli zmierzch, ty, któryś czerwieńszy niźli krew...))

Gdy wypowiedziała ostatni werset , ciemnowłosa kapłanka poczuła , że jej nogi zaczynają się poruszać niezależnie od jej woli a umysł pogrąża się w letargu.
[ Tyle kolorów… i jakie śliczne koniki… ]


Po chwili zatraciła się w owym letargu. Obraz komnaty zanikł , został ogarnięty przez czarny dym , a ona poczuła , że zapada się w kamiennej posadzce.
[ Habemus papam. Not. ]

Nie odczuwając czasu , ujrzała przed sobą przeraźliwie blade oblicze. Oblicze Nocnego Elfa z płonącymi oczyma…
[ Na co oczywiście nie była przygotowana. ]

Niedaleko Akademii w Silvermoon znajdywał się tak zwany „Zaułek Cieni”.
[ Vorlonom wstęp wzbroniony. ]

Była to cześć miasta zamieszkana głównie przez łowców , wojowników oraz łotrzyków. Znajdowała się tam również największa ilość karczm w całym mieście.
[ *loguje się i sprawcza mapę* sztuk jeden. ]

- Witaj podróżniku , czym cię mogę uraczyć w mojej skromnej gospodzie ? – Zapytała się gospodyni , gdy tylko wszedł do środka.
- Coś jasnego i najlepiej do ciemnego konta – wyszeptał Japp
- Czekają już na ciebie , pośpiesz się – odpowiedziała cicho gospodyni uśmiechając się serdecznie. – Dziś twój dzień , nie możesz się spóźnić.
[ Ślimaki wyruszyły już na żer. ]
((Znów będą dziury w liściach.))

piątek, 9 stycznia 2009

Zapychadło

Przepraszamy najmocniej, że tak długo to trwało, ale sesja, zdrowie i te klimaty skutecznie blokują prace analizatorską. Za to zgodnie z prośbą ponownie wrzucamy starą analizę, która zaginęła wraz z MyLogiem jako zapychacz - oto więc są Zuzanna z Kaspianem.



1.Pamiętaj, że to mój blog, i to, co jest w książce raczej za bardzo mnie nie obchodzi
Nas raczej za bardzo nie obchodzą te zasady.

2.Jeśli chcesz być powiadamianym o notkach, zostaw swoje gg w komentarzu. Na blogach nie powiadamiam
3.Jeśli wejdziesz, skomentuj, jeśli skomentujesz – zostaw adres bloga. Postaram się wpaść
4. Byłabym wdzięczna, gdybyście nie używali tu łaciny podwórkowej. Inne języki mile widziane
Amano: En'shu fallah na.
Mori: En taro Adun! Gurth an Glamhoth! Hande hoch! I say old chap, bloody hell!


5.Jeśli masz zamiar pisać komentarz na pół strony, napisz na mojego maila – będzie łatwiej odczytać i możesz być pewnym, że odpowiem
6.Moje inne blogi(jak nazwa wskazuje)są inne. Jeśli nie widzicie podobieństwa między tym a nimi nic nie szkodzi. O to chodziło
No zawaliłaś nam światopogląd!

7.Grafika jest moja i tylko moja. Nie kopiować
8.Byłabym też wdzięczna, jeśli moi bohaterowie nie byliby klonowani w innych opowiadaniach(pomijając Zuzannę, Kaspiana i Aslana, bo tego nie da się uniknąć).
9.Jeśli oceniacie mojego bloga NIE OBOWIĄZUJE WAS REGULAMIN.
10.Przestrzegajcie zasad(chyba że patrz punkt 9).
Coś gruchnęło, robię ogląd – a to leży światopogląd.

Zuzanna ze łzami w oczach zrobiła krok w tył, wyrywając się z ramion Kaspiana. Kochała go…Ale wiedziała, że ta miłość nie przetrwa. Kaspian spojrzał na Zuzannę. Jedyna osoba, którą teraz kochał, opuszczała jego, nawet jego świat. Mężnemu i na pozór twardemu księciu po policzku spłynęła szklista kropla.
Samotna!

Narnijczycy patrzeli za to, jak król Piotr, król Edmund i królowa Łucja zbliżają się do przejścia. Kaspian odwrócił się. Nie mógł patrzeć na odchodzącą Zuzannę. Nagle poczuł na plecach dotyk czyjejś dłoni. Ze smutkiem w oczach odwrócił się, aby sprawdzić, kto chce go pocieszyć. Ujrzał twarz, która rozbudziła w nim euforię. Nawet niebo było bardziej niebieskie.
Od Zuzanny?

-Zostaję. Nie potrafię odejść – westchnęła Zuzanna, a po policzkach spłynęły jej strumienie łez. Kaspian za to porwał ją w ramiona i objął najmocniej jak potrafił.
-Czy żałujesz swojej decyzji? – zapytał spoglądając na nią jak na ósmy cud świata.
Zadaj to pytanie za dwa lata.

-Nie – odpowiedziała i rozkleiła się na dobre. Trzy bliskie jej osoby odeszły, a ona…ona czuła radość, że została. Odwróciła się i spojrzała na swoich poddanych.
-Narnia zaczyna nowy czas.
Przeszli na letni.

-Dlaczego zostałaś? – zapytał Kaspian, trzymając za rękę bladą Zuzanna.
*Mori bierze kartkę i stawia ptaszka w kratce „zmiana płci”.

-Bo wiem, że już się nie zakocham. Jeśli wyszłabym, moje życie straciłoby kolor.
Złego proszku używasz!

I Aslan by nie został z wami. Wiem, że to nie koniec. Że stoczymy jeszcze bitwy. A moje strzały są trafne. Jestem tu potrzebna – odpowiedziała dziewczyna, przełykając ślinę.
Amano: Jak stonka na polu pyr.

-Zostałaś tu z poczucia obowiązku? – Kaspian wstał gwałtownie. Jego bujne włosy zafalowały, choć w komnacie nie było żadnego wiatru.
Reklama Head'n'Shoulders.

-Nie, przestań – złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. – Jestem tu, bo Cię kocham – szepnęła, poczym położyła głowę na poduszce. Nagle do komnaty wpadł karzeł i wręczył Zuzannie list.
-Dlaczego mnie? – zapytała, nawet nie spojrzawszy na kawałek pergaminu.
-Jesteś bardziej…zrównoważona – odpowiedział, już bojąc się reakcji Kaspiana. Zuzanna, wzruszając ramionami, przeczytała dokładnie czarne, kształtne literki.
-Przecież to w ogóle nie ma sensu! – krzyknęła. Kaspian przyjrzał się listowi. Wybiegł z komnaty. Nagle rozległ się krzyk. Rozpaczliwy krzyk zagniewanego księcia.
A nie, to tylko my...

-Ale ja muszę tam pojechać, muszę walczyć! A nie chcę, żeby kolejni Narnijczycy ginęli! – odparł Kaspian. – Jest jedno wyjście. Muszę tam pojechać. Albo wrócę z traktatem pokojowym, albo nie wrócę wcale.
-To tak szanujesz moje poświęcenie?!! Zostawiłam dla Ciebie Piotra, Edmunda i Łucję, tylko po to, żebyś Ty wyjeżdżał i ginął?!! Nie, nie zrobisz tego. A jeśli – znajdę sposób by odejść – dodała Zuzanna, widząc, iż zadaje ból Kaspianowi.
2k6 obrażeń.

Żałowała tego. Kochała go nad życie i nie chciała pozwolić, aby umarł. Nie mogła! Żyłaby w Narni sama. Ta myśl napełnia ją…smutkiem. Wszystko szarzeje, choć godzinę temu miało barwy nasycone euforią.
Mori: Maryśka się skończyła.
Amano: Albo pastele.


-Zuzanna! – krzyknął jeszcze Kaspian, ale królowa zniknęła już w swojej komnacie.
-Kaspianie, musisz wiedzieć jedno – Aslan zbliżył się do księcia. - Teraz nie żyjesz tylko dla siebie. Żyjesz dla niej, dla uczucia, które was łączy. To właśnie miłość. Nie porywaj się z motyką na słońce.
Z bazooką to co innego.

Kaspian westchnął spazmatycznie i pobiegł w stronę, w którą poszła Zuzanna.
A-hem.

-Zuzanna! Zuzanna, przepraszam!
Oh, Susanna, don't you cry for me
For I come from Alabama,
With my banjo on my knee.


Ja nie… - krzyczał, biegając po całym zamku.
Jan: Tak, milordzie?

Nagle usłyszał głos, która tak mile łechtał jego uszy.
Paskudny Stary Ron 2.0.

Głos, za którym tęsknił, nie słysząc go choć przez chwilę. Głos, który mówił:
I ręce, które leczą.

-Aslanie, Kaspian to ten, z którym chcę spędzić życie. Ale…on chyba nie jest jeszcze gotowy.
On ma 13 lat.

Walczy o moje bezpieczeństwo kosztem swojego. Czy on nie rozumie, iż wolałabym zginąć, niż żyć bez niego? – pytała Zuzanna, opierając się o grzywę mądrego zwierzęcia.
-Zuzanno, Kaspian, jak i Ty, jest jeszcze młody. Jest chłopcem. A oni nie rozumieją jeszcze wielu spraw, które wy – kobiety – postrzegacie dorośle. Rozmawiaj z nim, nie kłóć się. Daj mu szansę zrozumieć pewne rzeczy. Przede wszystkim kochaj, najgoręcej jak potrafisz.
Podpal łóżko.

-Och, ciotka Kaspiana znalazła nowego męża. Powiedzieli, iż jej mąż będzie rządził ich krainą, a Kaspian tylko Narnią.
Szczeniak nie umie przegrywać.

-Powiedz Kaspianowi, by na to przystał. Jeszcze przyjdzie czas, kiedy Narnia zwycięży.
I podbije wszystko dookoła.

-Zuzanno – rozpoczął Kaspian, kiedy siedzieli już we własnej, królewskiej komnacie.
-Tak?
-Czy myślisz…Czy może…Co myślisz na temat tego wyjazdu?
-Powinieneś zostać. Żyć szczęśliwie i dostatnio, żyć aby żyć, a nie aby zbierać armię i walczyć. Czy nie najważniejsze jest to, by Narnijczycy byli szczęśliwi? – Zuzanna popatrzyła pytająco na Kaspiana. Oczekiwała od niego nie tylko odwagi, ale też mądrych decyzji, których – dotychczas – nie otrzymała.
-Tak, najważniejsze. Są szczęśliwi, bo ich król – powiedział Kaspian, na co Zuzanna chrząknęła znacząco – ich król i królowa oczywiście, są szczęśliwi. Czyż nie?
Oczywiście, dlatego będą niewolniczo pracować z uśmiechami na twarzach.

Zuzanna otworzyła oczy. Słońce wlewało się do komnaty,
Z dzbanka.

-O nie! Kolejna wiadomość od Twojej ciotki? Nie chcę tego czytać… - westchnęła Zuzanna, oddając Kaspianowi list.
-Nie, na pewno chcesz to przeczytać! – odparł, wciskając go w jej ręcę.
”Nie, nie chcę tego przeczytać!”
„Tak, chcesz to przeczytać!”


-Dobrze… - Zuzanna otworzyła list ze zrezygnowaniem. W miarę czytania na jej twarzy pojawiał się uśmiech.
-To od Łucji, Edmunda i Piotra! Życzą nam szczęścia i proszą o odpowiedź.
Sową!

Czy wiesz, że teraz czas w Narni płynie jak u nich?
Amano: A u mnie jak krew z nosa.
Mori: A jodły bez zmian.


-Tak, tak. A teraz proszę Cię, żebyś się ubrała. Aslan ma dla nas jakieś zadanie – zgasił ją król, poczym stanął obok drzwi.
QUEST!

-Kaspianie…Czy mógłbyś wyjść? – zapytała lekko speszona Zuzanna. Kochała go, ale wolała, żeby jeszcze nie łączyła ich taka bliskość. Król za to zrobił tak, jak prosiła. Zuzanna ubrała piękną suknię, srebrną z niebieskimi wszywkami i udała się do Aslana.
Opis ubioru: odhaczony.

Lew, nie czekając na to, aż któreś z nich coś powie, zaczął:
-Powinniście zwizytować Narnię. Nie wiadomo, gdzie chowają się Ci, którzy nie wiedzą o wolności. Powinniście informować ich, a przynajmniej Ty, Zuzanno. Ciebie znają wszyscy, Kaspiana – nie.
Bo Kaspian jest tu dopiero trzynaście lat, a ty już od tygodnia.

-Dobrze – odpowiedziała tylko Zuzanna. Czy ten dzień mógł być lepszy? Kto jak kto, ale ona uwielbiała podróżować konno po Narni. Dosiadła śniadej klaczy i pogalopowała w dal. Kaspian utrzymywał się zaraz za nią, obserwował ją. A Zuzanna pędziła jak wiatr, który rozwiewał jej włosy i muskał twarz. Napawała się zapachem sosen, dźwiękiem strumyka, który grał gdzieś obok.
Na skrzypcach.

Znała Narnię jak własną kieszeń. Wszystko, co było w Narni, było dla Zuzanny jak rodzinny dom.
W tym dno stawu, sale tortur, zarazy...

Nagle usłyszała jakiś wysoki głos:
-Królowo Zuzanno! Królowo!
Zatrzymała się tak, iż prawie wyleciała z siodła. Podeszła do jaskini, z której, jak podejrzewała, dochodził głos. Nagle zobaczyła jakąś małą istotkę podobną do dawnego przyjaciela Łucji, panna Tumnusa.
-Witaj, Królowo. Czy wróciliście? – zapytała istotka.
W zasadzie to my dopiero wychodzimy.

-Ale kto? – odpowiedziała pytaniem na pytanie Zuzanna.
Brzydki żydowski zwyczaj.

-Król Piotr Wielki, Król Edmund, Królowa Łucja i Ty – odparła istotka.
”Dobry wieczór panie, panowie, proszę państwo i wy.”

-Nie. Teraz rządzę ja i król Kaspian. Narnia jest wolna! – wykrzyknęła Zuzanna.
Od twojego rodzeństwa.

Rozdział IV: ,,Lecz my nie przynosimy dobrej wiadomości"
Domyśliłyśmy się już na „dział”.

-Wyprowadzić mężczyznę! - rozkazał Kaspian. Popychany przez narnijczyków, przed Kaspianem i Zuzanną stanął przystojny chłopak i rzekł:
-Panie, nazywam się Karol Lutar. Przybywam tu z Lutarnii.
Mori: Cześć, jestem Mori, przybywam z Morii.
Amano: Martyn Lutar Kyng.


Kaspian wskazał ręką by mężczyzna stanął po jego prawej stronie.
Ółał, tak na starcie...
Kwiaty by mu chociaż dał.


Teraz z tłumu wystąpiła kobieta o ciemnych włosach i oczach.
Miała oczy!

-Jam jest Anna, żona Karola.
Amano: To też jest Anna. Zuz Anna.
Mori: Zuz t mi to wyjęłaś.


Przybyłam z nim.
A my we dwie. Bez nikogo. Technicznie. Bośmy razem. Ale to szczegół.

Zuzanna wskazała Annie miejsce obok Karola. Nagle stało się coś niesamowitego.
Mori: Fanfik się skończył!
Amano: Tlenu jej zabrakło!


Wśród gapiów, jako trzecia podróżniczka, stała delikatna blondynka, na której widok serce Kaspiana zabiło mocniej.
Bó.

Dziewczyna podbiegła do niego i wtuliła się w silne ramiona. Dorównywała mu wzrostem.
-Mario, czy to Ty?
”Nie, to ja, Luigi.”

-Och, Kaspianie, tak tęskniłam! - krzyknęła Maria, a po policzku spłynęła jej łza szczęścia.
SAMOTNA.

Zuzanna chrząknę
ła znacząco.
Mori: Aj ła ła ła ŁA ŁANDER!

-To Maria, moja siostra – oznajmił Kaspian.
Poszerzanie drzew genealogicznych bohaterów: odhaczone.

– A to Zuzanna, królowa Narni…
-Ojej, ta Zuzanna z Czwórki Wybranych? – zapytała Maria.
Nie, z Czterech Jeźdźców.

-Tak, ale Kaspian chyba zapomniał o czymś – dodała z goryczą Pevensie.
-Co? Ach, oczywiście – Kaspiana nagle olśniło. – Mario, Zuzanna jest też moją narzeczoną – dodał, obejmując Królową.
-Gratulacje! – Maria wręcz udusiła Zuzannę.
HURRA!

Rozdział V: ,,Za Narnię!"
I za Wodowo!

Na Karolu zawisł ciężki wzrok Kaspiana i Zuzanny.
Amano: Na sznurkach.
Mori: Musieli go zresetować.


-Zapewne wiecie, że kraina, z której pochodzę, jest we władaniu mego ojca. Nie chcę mówić o nim źle, lecz nie jest on zdrowy psychicznie.
Amano: Nie chcę mówić źle o autorce, ale j/w.

Będzie chciał zająć tereny Narni, a ludzi z nich wcielić do wojska i wysłać na wojnę.
To ile tych krajów i wojen?

-Może zostaniecie z nami? – zapytała Zuzanna, kiedy Anna i Karol odchodzili w stronę stajni. Kaspian zgromił ją wzrokiem, ale ta uniosła podbródek i z satysfakcją powiedziała:
-Ty, Mario, oczywiście zamieszkasz tutaj, mam nadzieję? – uśmiechnęła się do blondynki.
Odnoszenie się do postaci po kolorze włosów: odhaczone.

Ta pokiwała ochoczo głową. – A wy opowiecie nam coś więcej, może pomożecie?
Pomożemy!

Kaspian westchnął i w duchu dodał,,Ja już nie mam nic do gadania, a co dopiero po ślubie? Właśnie, przecież my nie jesteśmy zaręczeni! Ale to chyba nie czas i nie pora na pierścionek”.
Pora na Telesfora.

-Strzeżcie się każdego posunięcia ze strony mojego ojca i brata.
Mori: I Id Marcowych.
Amano: Kazirodca!


-Dobrze więc, udajmy się może na kolację? – zaproponował Kaspian. Już nie chciał rozmawiać o walce, władzy, zajmowaniu, okupacji…Może trochę konwersacji na temat pogody? Tak, to go satysfakcjonowało.
Pieruńsko dzisiaj piździ, nie?

Karol, Anna, Maria i Zuzanna podnieśli się z miejsc w Sali Tronowej, aby udać się do jadalni.
Mori: *wyje* Aaaaaannaaaa Maaaariaaaa...

Po kolacji a wrót pomieszczenia stanął Aslan.
Pomieszczenie wrót? Trochę nie ten fandom...

-Dzieci, wstańcie proszę i jedzcie dalej.
Mori: Ku chwale Lochy, SIADAJ I JEDŹ!
Amano: Tu raczej wstań i jedź. Hulajnoga.


Przez przypadek wiem, o czym rozmawialiście – obwieścił ciepło, poczym zwrócił się do Karola i Anny. – Jesteście nam potrzebni. Znacie sposób myślenia przeciwnika. Zostaniecie z nami?
Eeeeee.... nie.

-Zuzanno, wiesz co robić – dodał Aslan. Królowa wiedziała, o co chodzi.
”Wie,” pomyślał Stirlitz.

Proces uczynienia osobami królewskimi, którzy mogli zarządzać poszczególnymi organami państwa, jak to scharakteryzował kiedyś nauczyciel Zuzanny.
Ale ossochozi?

Anna zrobiła, jak jej przykazano. Kiedy doszła do momentu podania dłoni Karol patrzył na nią z dumą, Kaspian obdarzył ją uroczystym spojrzeniem, Maria z nutką zazdrości a Aslan z radością. Zuzanna zaś uniosła swą dłoń, ciągnąc za nią dłoń Anny.
-Za Narnię? – zapytała, patrząc Annie głęboko w oczy.
-Za Narnię! – odkrzyknęła ta.
A niech ci będzie, że za Narnię.

-Ulęknij, Mario – nakazał Kaspian. Stanął po prawej stronie kobiety, a Zuzanna po lewej. Dotknęli ramion Marii i wyszeptali coś jednocześnie.
Apage Satanas.

Następnie włożyli na głowę Marii opaskę z malutkim diamentem.
Amano: OPASKĘ?
Mori: Ta. Od Gucci'ego.


– Powstań, księżniczko Mario – rozkazał Kaspian. Siostra króla ze wzruszeniem zajęła miejsce koło Anny, a razem z nią usiadła Zuzanna. Teraz do tronu podszedł Karol, któremu uprzednio Aslan szeptał coś na ucho. Karol stanął dumnie przed Kaspianem, który wyjął miecz i wypowiedział uroczyste słowa przysięgi:
-Czy obiecujesz dumnie bronić i kochać Narnię całym sercem, oddać dla niej siebie i swe życie?
Oddać siebie?! KOMU?!

-Obiecuję – odparł Karol. Wyjął miecz.
”Mój Sztorc jest większy od twojego.”

-Więc za Narnię! – krzyknął Kaspian. Uniósł swój miecz Kaspian.
Nazywać miecz własnym imieniem to chyba jakieś zboczenie.

-Za Narnię! – jak echo odpowiedział Karol i uderzył swą bronią w broń Kaspiana. Dwa miecze zetknęły się w powietrzu. Wyglądało to jak zjednoczenie się dwóch krain.
Skrzyżowane.

-Czy czeka nas walka z twoim ojcem? – zapytała Zuzanna, kiedy po ceremonii rozchodzili się do komnat.
-Tego nie wie chyba nawet Aslan
Mori: Ani najstarsi Indianie.
Amano: Ani google.


odpowiedział ten z niemrawym uśmiechem i odszedł. A Zuzanna patrzyła za tym przystojnym mężczyzną i śmiała się w duchu.
”Ahahahaha, sprzedam jego plany wrogom, mwahahahahahaha."

Rozdział VI: Pierścionek
Jeden. Sauron ma cięcia budżetowe.

Musisz dać jej ten pierścionek! – krzyczała Maria, potrząsając Kaspianem.
Grzechotał.

-Dlaczego? To chyba nie czas. Z resztą, Zuzanna jest wolna, nie zgodzi się – odparł Kaspian, spokojnie obracając w palcach rodowy pierścień. Maria nosiła go przez zaledwie dwa lata, dopóki żyła jej matka. Potem odebrano jej pierścień i wywieziono do Lutarnii, gdzie mieszkała całe dwadzieścia lat.
Nosiła go od urodzenia? Chyba jako bransoletkę...

Teraz była dwudziestodwuletnią, starszą siostrą Króla Narni i robiła mu awanturę o oświadczyny.
Dziewięć lat. Co to jest. Chyba mają inne matki.

-Wszyscy przeciwko mnie? – wykrzyknął Kaspian.
-Ja nie – rzucił ktoś i objął Króla. Oczywiście, była to Zuzanna.
Amano: Nie no, myślałam, że kręci z majordomusem.

Kaspian, zamiast ucieszyć się, westchnął. ,,Jezu, chyba naprawdę muszę to zrobić” – jęknął w myślach.
Aslan: Ja ci dam Jezu!

-Zaczekaj chwilę – i pobiegło komnaty. Chyba godzinę szukał pierścionka, który okazał się schować pod kołdrą.
Co on z nim robił...?

-Hej, pędziwiatr! – zaśmiała się Maria. – Zgubiłeś pierścionek.
Mori: Mee mee!
Amano: Po czym pierścionek wybucha.


-Zuzanno, przepraszam, to nie miało być tak! – tłumaczył Kaspian. Położył jej rękę na ramieniu. Strąciła ją jak zdechłego pająka. – Przestań – poprosił Król.
Elvis?!

Och, Zuzanna czasem była taka uparta! Choć może to lepiej? Dzięki temu została. – Zuza, odwróć się do mnie. Proszę… - jęknął. Zuzanna z wahaniem spojrzała mu w oczy. – Poczekaj chwilę.
-O nie! Nie będę czekać! – krzyknęła szybko.
-Spokojnie, chcę tylko zamknąć drzwi – uśmiechnął się z trudem Kaspian. Był taki zdenerwowany, że jego dłonie pociły się jak nigdy, a w głowie była pustka. Zamknął drzwi. Podszedł do Zuzanny i uklęknął.
-Królowo Zuzanno, czy zechciałabyś zostać moją – zaczął uroczyście, starając się, aby jego głos brzmiał śmiało – żoną?
Zuzanna nic nie odpowiadała. Przytuliła go mocno. Nie płakała. Cieszyła się. Może powinna się wzruszyć? Cóż, trudno. Kaspian oświadczał się jej, nie jakiejś płaczce. A Król odetchnął w duchu. Choć się nie zgodziła – przynajmniej na razie – nie rozpłakała się.
-Oczywiście – padło jedno słowo, które sprawiło, iż Kaspian prawie się popłakał. Oboje byli wzruszeni. Czuli, że chociaż kochali się całym sercem, to teraz zamykali krąg miłości.
Brak konstruktywnego komentarza.

Niczego nie dało się do tego porównać. Kaspian nagle klepnął się w czoło i wyciągnął pierścionek.
-Proszę, oto pierścień, który jest w mojej rodzinie od wieków. Jeśli nasza miłość ma sens, pojawi się na nim Twoje imię, kiedy tylko go założysz – wytłumaczył jej, nakładając na palec.
A jeśli nie, zginiesz na miejscu.

Natychmiast coś błysnęło. Na pierścieniu powstał piękny napis ,,Zuzanna”. Teraz już Królowa musiała uronić, chociaż jedną, łzę.
SAMOTNĄ.

-Tak. A więc…Eeee…Zuzanna i ja… - jąkał się Kaspian. Jeśli miał wydawać rozkaz, nie robił tak, ale to było co innego. To była miłość. -Zuzanna i ja bierzemy ślub – wyrzucił z siebie w końcu.
-Nie zgadzam się! – krzyknął ktoś, wpadając do Sali Tronowej.
A ktoś cię pytał?!

-Piotrek! – Zuzanna, potykając się o własne nogi, przywarła do brata.
Na stałe.

– Skąd wiedzieliście? – zapytała, tuląc Łucję.
-Ona wiedziała. Jej pytaj – jęknął Edmund, o mało nie uduszony przez Zuzannę.
-Ale dlaczego się nie zgadzasz? – zapytał Kaspian Piotra.
”Bo jesteś mój!”

-A nie wiem. Takie wejście wydawało mi się zaskakujące i ciekawe – roześmiał się Piotr, a Kaspian zaraz do niego dołączył. Zuzanna patrzyła na dwóch, a właściwie trzech ważnych mężczyzn w swoim życiu. Kaspiana – najważniejszego i swoich braci, Piotra i Edmunda. I była szczęśliwa.
Pieprzyć Łucję.

Rozdział VIII: Już jutro
... się rozstaniemy.

Zuzanna podeszła do ołtarza. Czekał już na nią Kaspian. I nagle pojawiły się konie. Jakieś czarne postacie na nich jednym ruchem pochwyciły oniemiałą Zuzannę i porwały ją daleko, daleko od ukochanego.
Nazgule!

-NIE! – krzyknęła Królowa, gwałtownie budząc się ze snu. – To tylko koszmar, to nie jest prawdziwe…
10 w skali Beauforta!

Do komnaty wpadł Kaspian, którego zapewne obudził krzyk Zuzanny.
-Coś się stało? – zapytał czule.
Deigh: Ciele oknem wyleciało..

-Nic, miałam zły sen. Wracaj do siebie – odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Nie było w tym podtekstu.
Ale że jak?

Po prostu już wszystko było w jak najlepszym porządku. No i Kaspian martwił się o nią. To naprawdę było ucieszne.
*parsk*

-Nie. Jeszcze coś Ci się stanie, albo będziesz miała następny koszmar – błysnął chytrym uśmiechem.
-Idź do ciebie mówię! – powiedziała stanowczo Królowa.
Kaspian musi dojść do siebie?

-O, z tej strony to się jeszcze nie znaliśmy – zaczął nerwowo Kaspian, stając w drzwiach. Nagle ktoś przepchnął się obok niego i podbiegł do Zuzanny. Była to Łucja.
-Co się dzieje? – zapytała troskliwie Królowa.
-Nie mogę spać. I przed chwilą ktoś krzyczał. Czuję się jak w strasznym filmie – odpowiedziała Łucja.
Ta niedziela jest jak film...

Zuzanna ledwo powstrzymywała śmiech. W rzeczy samej, to ona krzyczała. Kaspian za to zgiął się w pół i wrócił do swojej komnaty.
Zgięty w pół!
Deigh: Krew wróciła do głowy i senność wzięła górę.


Na śniadaniu panowała atmosfera radości, chociaż za oknem były same deszczowe chmury.
Śniadanie było bardzo przygniecione.

Zuzanna, zasypiając, myślała,,Już jutro nie będę zwykłą Zuzanną Pevensie. Będę Zuzanną Telmar, jeśli można tak powiedzieć. I niczego nie żałuję”.
I regret nothiiiiing!

A gdzieś, w innym świecie, pewna osoba, wiedząc o wszystkim, powtarzała sobie ,,Moja córka wychodzi za mąż, a ja tego nie zobaczę”.
E!?

Matka Zuzanny, pani Pevensie siedziała przy stole.
-Nie chciałam, żeby to się powtórzyło…Chociaż…przecież Lucia była szczęśliwa…
Z Lamermooru?

Mam nadzieję, że Zuzanna też będzie z nim szczęśliwa – mruczała. Przypominała sobie swoją siostrę. Pani Pevensie, jako mała dziewczynka, także odwiedzała Narnię. Telepatycznie wiedziała, co tam się dzieję, podobnie jak Łucja.
Ta. Psycorps.

Dlatego wiedziała, że jej córka wychodzi za mąż. Tak jak kiedyś jej siostra, Lucia. Została królową Lutarnii, żoną Marka XVI.
Zaraz, moment, coś nam Chrono Trigger nawala.

Zuzanna dopinała welon. Już za chwilę na jej dłoni znajdzie się złota obrączka. Jej miłość zostanie przypieczętowana.
Jej los też.

Czuła podekscytowanie, ale było jej niedobrze. Stres ściskał jej żołądek, opanowywał umysł. I chociaż miłość wyprzątała go miotłą z jej głowy, on powracał.
Tymczasem Kaspian czuł to samo.
Też myślał o innym facecie.

Jego policzki płonęły.
998.

Piotr i Edmund starali się przywołać go do porządku. Król ubrał lśniącą zbroję, jak miano w zwyczaju w czasie ślubów, do pasa przyczepił miecz. I wyszedł z komnaty.
Mori: Czyszczono ją na śluby?
Amano: Nawet się kąpał.


Kapłan już czekał przy białym ołtarzu obsypanym milionem kwiatów.
Z nudów je policzył.

Organizacją wesela zajęły się Anna i Maria, z pomocą Karola. Kaspian, w zbroi, stał przy ołtarzu.
Ja się wcale nie powtarzam. Wcale się nie powtarzam.

Czekał na Zuzannę. A ta, w białej, przepięknej sukni, szła ku niemu. Tren rozlewał się na marmurowej posadzce w Sali Tronowej.
Ileś mi uczyniła pustki w domu moim...

Gorset sukni trzymał w ryzach górną cześć ciała Zuzanny. Welon okrywał brązowe włosy spięte w misterny kok, spływał na plecy Królowej. Nad grzywką widniał diadem, czyli korona Zuzanny, który dopełniał całości. Podeszła do ołtarza. Kaspian chwycił ją za rękę. Kapłan mówił coś, ale oni nic nie słyszeli. Patrzyli sobie w oczy. I nagle z miłosnego otępienia wyrwało ich pytanie,,Zuzanno Pevensie, czy…”
Niedługo zostanie samo „aby”.

Oprócz stu dań, dwustu rodzajów napojów i głośnej muzyki sala udekorowana była tysiącem białych i czerwonych róż. Oczywiście, Zuzanna nie uniknęła alergii, ale kiedy tańczyła ze swoim mężem, z braćmi, z przyjaciółmi, a nawet z Aslanem czuła się niesamowicie szczęśliwa.
Tańcząca z lwami.

Zabawa trwała do świtu, razem z uroczystym wymienianiem koron, tańcami i miliardem innych rzeczy.
Wymienianiem koron? E?
Deigh: Cinkciarze.


-Kocham Cię, wiesz? – szepnął Kaspian, kiedy zasypiali w ich nowym, małżeńskim łóżku.
-Tak. Ja Cię także – odpowiedziała cichutko i zamknęła oczy, topiąc się w silnych i męskich ramionach swojego męża.
Piętnastolatka i trzynastolatek. To już pedofilia...

Trochę sztucznie, ale musiałam wylać pomysł na ślub. Przepraszam, że wesele ani ślub nie było dobrze opisane, ale taka była moja wizja.
*kaszl chrząk kaszl*

Rozdział X: ,,Musisz pilnować Narni"
Bo się może zgubić.

-Kto to? – krzyknął Kaspian.
-Zuzanno, Łucja i Edmund są w domu. A to jest Marek Lutar, który do was przybył z wizytą – odpowiedział Piotr.
-No i? – zapytał, na swoją zgubę, Kaspian.
-I dlaczego ja nic o tym nie wiem? Chcecie czy nie, jestem Królem Narni i muszę wiedzieć, co tu się dzieje! – ryknął Piotr.
-Przestańcie się kłócić i zwróćcie uwagę na gościa – poprosiła podniesionym głosem Maria.
I wszyscy spojrzeli na nią.
”Na gościa, mówiłam, na gościa!"

Kiedy obie strony doszły do porozumienia, czyli Piotr i Kaspian przestali się kłócić, Lutar udał się do przeznaczonej mu komnaty i natychmiast zasnął, a Karol i Anna wrócili z wyprawy po narnijskich lasach, Zuzanna i Piotr mieli czas żeby porozmawiać.
A jakie mieli zdanie!

-Siostrzyczko, ja…nie powiedziałem Ci wszystkiego. Ja rozmawiałem z Lutarem i musiałem udawać, że jestem przeciw Kaspianowi i wam wszystkim. Marek zdradził mi część planu. Chce dostać się do Narni od wewnątrz. Powiedział, że jest gotów rozpocząć wojnę, a nawet wynająć kogoś, aby zabił.
Np, tak tylko głośno myślimy, wojsko najemne na wojnę?

-Co? Piotrze, o czym ty mówisz? – Zuzanna spoważniała.
-O podstępie. O tym, że musicie uważać. O tym, że kraina, w której zostawiam serce i siostrę pod opieką Kaspiana, musi być nieufna i nie może pozwolić sobie na potknięcia. I musisz wiedzieć jeszcze o jednym…Ja już tu nie wrócę.
Nie może być! Kanon!?

I nie mówiła nic. W głowie kołatały jej się słowa ,,Musisz pilnować Narni”. Przytuliła mocno brata.
-Piotrek, może nigdy Ci tego nie mówiłam…Może się kłóciliśmy…Ale skoro nigdy więcej Cię nie zobaczę...Kocham Cię, Piotrek, braciszku – wyszeptała wprost do jego ucha. – Królu Piotrze Wielki – uśmiechnęła się.
- Wiedz, że zostawiam tu swe serce – powiedział na odchodne.
Mori: Wiedziałam...

-Jedź, jedź, Piotrze. Niedługo Narnia, a wraz z nią twe serce będą moje.
O w mordę...

I powietrze przeszył śmiech. Ale nikt go nie słyszał. Zagłuszył go grzmot, ale Królowa słyszała ten potworny rechot.
Deigh: Stirlitz też słyszał, bo go grzmot zagłuszył.

I resztki spokoju oddaliły się od niej ostatecznie. Mimo tego, utwierdzając się w przekonaniu, że jest tu potrzebna, wierzyła, że uda im się przezwyciężyć Lutara i inne zło.
Voldemorta? Nie zdziwiłoby nas to...

Rozdział XI : My przeciwko nim
Amano: Kurde, a myślałam, że przeciwko nam!

-Mario, muszę Ci coś powiedzieć – zaczął tajemniczy mężczyzna.
– Jutro Narnia będzie walczyć z Lutarnią, moją krainą. Nie mów nikomu, a w szczególności swojemu narwanemu braciszkowi i jego nadmiernie inteligentnej żonie, Zuzannie, czy jak jej tam – poprosił ktoś, a Kaspianowi zadrżało serce na dźwięk słów:
-Dobrze, Marku.
I wtedy…wtedy król się obudził.
*Amano schodzi na zawał*

-To był tylko sen – szepnął do siebie, ale nagle zobaczył Zuzannę. Z łukiem i strzałami. Przeraził się.
Deigh: Bezpieczny sex.

-Czytaj! – krzyknęła ze złością, podając Królowi pergamin. Kaspian spojrzał na list. Głosił on: ,,Dziś, Wielkie Pola, obok Baszty Marmurowej. Bitwa Narnia – Lutarnia”.
Polskaaaa, biało-czerwoni!

-O nie! Tego już za wiele! – krzyknął. Pobiegł do Centaura, głównodowodzącego, każąc mu zbierać armię i wyposażyć ją w broń. Potem wszedł do komnaty Aslana. Ten tylko powiedział, iż Lutarnia nie jest krainą wykształconą militarnie i łatwo będzie ich pokonać.
Nie to co te wykształciuchy z Narnii.

-Za Narnię! – ryknął Kaspian. On, Karol, centaury i twardsze wojsko ruszyli wprost na Lutarnianów,
*Mori zastanawia się, co to jest wojsko miękkie*
Deigh: I to wszystko się dzieje w jego sypialni.


Zuzanna i Anna, razem z resztą łuczników, stały dalej, a reszta, obsługująca broń, rozstawiona była po bokach.
”Proszę zresetować miecz.”

Strategię obmyśliła Zuzanna, która aktualnie napinała łuk.
Brak konstruktywnego komentarza.
Deigh: Hahaha!


Nagle w powietrze uniósł się huk tysiąca zderzających się mieczy.
Deigh: Rzucają się mieczami?

Po kilku sekundach słychać było krzyki, napięte katapulty,
*Mori podaje Nospę*

prucie strzał przeszywających powietrze.
*Amano podaje nici*

Ale dla jednej, jedynej osoby nie liczyło się nic z tego. Karol, na swym koniu, galopował naprzód, wprost ku swojemu ojcu.
-Chcesz zabić swojego tatę? – zapytał Marek XVII Lutar, kiedy Karol silnie uderzył mieczem w jego miecz.
Tak, Lordzie Vader.
Deigh: Ma krzepę jak sparował galopującego konia..


-Zabić – nie, pokonać – tak – odparł zgodnie z prawdą Karol i zadał ojcu kilka umiejętnych ciosów. Kaspian rozłożył na łopatki Marka XVIII, który właśnie został ściągnięty z pola walki.
Nie dość, że znają tam mało imion, to jeszcze muszą je ściągać z Internetu.

Tymczasem Anna i Zuzanna spojrzały na siebie. Chyba już czas wykorzystać harpie.
Mateczka Fortuna też tak myślała.

I chociaż Karol i Kaspian kategorycznie zabronili im tego, Anna zagwizdała na wielkie ptaki, które porwały kobiety wysoko w niebo, skąd trafiały raz po raz strzałami w któregoś z przeciwników.
Nie wygodniej było na gryfa wsiąść?

Inni łucznicy stale wypuszczali swe bronie, godząc wrogów,
Rzucali w nich łukami?
Deigh: To ci co strategii nie zrozumieli.


Zuzanna i Anna postanowiły namierzać co ważniejszych rycerzy i to ku nim kierować, z tej wysokości śmiercionośnie, strzały.
Ci ważniejsi mieli złote smoki wokół portrecików.

,,Rzeczywiście” pomyślała Zuzanna ,,Lutar nie przemyślał nic. Pooznaczał ważniejszych w jego wojsku kolorem złotym, a tych najlepszych platyną”.
No jak wyżej.
... To oni mają zbroje z PLATYNY? Nieźle. Platyna jest ciągliwym metalem. Zbroja lepsza jak z brązu.
Deigh: Z łuku? W płytowe zbroje? Say WHAT?


I chociaż pozornie Zuza i Anna były niegroźnymi, dziwnymi kobietami na harpiach, zdziwieni, trafieni ich strzałami rycerze padali jak muchy.
Czyli długo bzyczeli.
Deigh: łucznicy wrogiej armii byli zajęci waleniem do kotłującej się własnej armii w środku pola.


-Nigdy ze mną nie wygrasz – śmiał się Marek, umiejętnie odpierając ciosy syna.
-Tak ci się tylko wydaje – mruknął Karol. I na chwilę przestał machać mieczem.
*Mori macha mieczem* Weeee are the champioooons...!
Deigh: …


Marek chciał wykorzystać okazję i zadać cios ostateczny, Karol był szybszy. Jednym uderzeniem ręki zrzucił swojego ojca z czarnego, wiernego rumaka, zeskoczył ze swego konia i przystawił ojcu miecz do gardła.
-Nigdy więcej nie wyzywaj Narni na pojedynek
W końcu jedna armia kontra jedna armia.

Kaspian poklepał go z uznaniem po plecach, Anna, dopiero lądując obok niego, przytuliła z uznaniem.
Jak się tuli z uznaniem?

-Miałyście tego nie robić – zdenerwował się Kaspian.
-Och, cicho bądź – wykrzyknęła Zuzanna i zamknęła mu usta pocałunkiem. Zwycięstwo, niby wino, odurzyło ich i napoiło euforią, która wygnała z ich umysłów i ciał zmęczenie.
I talent pisarski.

Rozdział XII: ,,Bo teraz wszystko ma sens..."
Mori: Jedyne co mam to złudzenia...

Zuzanna napięła łuk.
Co, znowu?!
Deigh: Show off, bo wie jak obsługiwać ;p


Kolejna strzała z świstem przecięła powietrze. Czy warto było tak się trudzić, by być dobrą łuczniczką? Przecież jest Królową. Nie musi walczyć. Ale chce.
Dostała łuk, który nie pudłuje. Ale się natrudziła.

-Brawo, Zuzanno! Teraz ja! - krzyknęła Anna i tym razem to jej strzała przeleciała z świstem, trafiając w środek tarczy. Zuzanna popatrzyła na nią z uznaniem.
-Zuzanno, masz czasem wrażenie, że coś, co robisz, kompletnie nie ma sensu? - zapytała Anna.
Znaczy poza pisaniem tego fanfica?

-Jezus Maria, co jej się stało? - biadoliła Anna, stojąc przy drzwiach komnaty, w której leżała Zuzanna.
Pomyliłaś wyznania...

-Zamknij się w końcu! Myślisz że tylko Ty się martwisz? Badają ją lekarze, a Ty przeszkadzasz! Opanuj się - strofowała ją Maria, podnosząc głos. Nagle usłyszeli dochodzący z komnaty śmiech. Wrota otworzyły się i
... wciągnął je tunel podprzestrzenny, koniec.

wyszedł stamtąd Aslan, niezbyt przygnębiony, ale jego wyraz twarzy nie zdradzał niczego.
-Trzeba zwoływać ludzi na pogrzeb? - przestraszyła się Anna,
Pełna wiary...

-Nie na pogrzeb - usłyszeli, pełen śmiechu głos z nutką ironii.
*Amano wyobraża sobie Aslana roflującego pod komnatą*

Po chwili z komnaty wychylił się tylko Aslanowi znany mędrzec. - Raczej powiedziałbym, że na chrzest.
Amano: Właściciel zoo.
Mori: Chował się po krzakach i chodził kanałami.


Kaspianowi złość na zbyt wesołego mędrca zamarła na twarzy.
Ale że co jak?!

Potem pojawił się uśmiech. Maria i Anna płakały ze szczęścia, tuląc się do siebie, a Karol poklepał Kaspiana po plecach.
-Czy to znaczy, że ja będę ojcem? - zapytał Kaspian z niedowierzaniem.
Nie, listonosz.

Maria pokiwała głową.
Czyją?

-Och, Ty głuptasie! - szepnęła, tuląc go do siebie. Wszyscy tak bardzo się cieszyli, iż nie zauważyli wychodzącej z komnaty Zuzanny.
Już jej przeszło...?
Deigh: Dzieci mają dzieci?


-Widzisz, Anno, to co mówiłam było prawdą. Stało się coś złego, by mogło stać się coś lepszego. Bo teraz wszystko ma sens - szepnęła jeszcze Zuzanna, kiedy Kaspian prawie ją dusił.
Uduś! Uduś!

Przepraszam, że dopiero dziś, ale było Oblężenie Malborka i niezbyt miałam czas.
Amano: Też bym nie chciała jej wypuścić.

Rozdział XIII: ,,Nie rozumiesz, że nie możesz?"
Jest Viagra!

Pani Pevensie podparła głowę rękoma.
Ładnie wyglądały na kominku.

-Ale oni pięknie razem wyglądali! - zachwycała się Łucja, opowiadając matce o momencie zaślubin.
-Ee tam, wygląd, najważniejsze że na ich cześć strzelili siedem razy z armaty, co oznacza szczęście - emocjonował się Edmund.
Mori: A na pogrzebach strzelają trzynaście?
Amano: Nie, najpierw strzelają, potem chowają.


A pani Pevensie cieszyła się z tego, bo czyż można nie cieszyć się ze szczęścia swoich najbliższych. Piotr udowadniał, że można. Chodził jak struty.
Było nie zostawać na weselu...
Deigh: Sraczki dostał.


-Co się dzieje, Piotrek? - zapytał Edmund. Starał się być opiekuńczy, i chociaż nie za bardzo mu to wychodziło, bo zabrzmiało to jak zarzut, miał dobre chęci.
-Nic. Odczep się - zbywał go brat. Aż w końcu powiedział:
-Bo ona jest w Narni, ma kogoś, kogo kocha, ma męża! A ja?
A ty nie masz męża.

Moje serce zostało tam, z nią,
Ale Kaspian jest hetero...

ale świadomość, że nigdy tam nie wrócę, że nie zobaczę Marthy... - krzyczał Piotr.
-Jakiej Marthy? - zapytał szybko Edmund. Piotr zarumienił się i syknął ,,Nieważne".
On ma Mhrochną Tajemnicę (Tm).

-Zuzanno, mogłabyś wstać? - zapytał zdenerwowany Kaspian po półgodzinnej próbie wyciągnięcia Królowej z łóżka.
Deigh: To jak on to wcześniej próbował zrobić?

-Zostaw mnie, źle się czuję - jęknęła Zuzanna w odpowiedzi.
-Dobrze - zrezygnował Król. Co prawda, było to Zuzannie nie na rękę, ponieważ chciała jeszcze chwilę z nim pobyć, ale cóż - musi płacić cenę za zaniechanie wzięcia się w garść i wstania z łóżka.
Ale jest promocja, tylko 2.99.

Kiedy jednak porozmyślała chwilę nad tym, jak się czuła i czy jej się poprawiło postanowiła podnieść się i małym spacerkiem powitać nowy dzień. Zrobiła, jak planowała. Przechadzając się po dziedzińcu, a potem po ogrodach, słyszała jakieś krzyki.
To tylko sąsiada mordują.
Deigh: A tam, pranie się rozdarło ;p


Podeszła do żywopłotu, który robił tu za mini labirynt.
W tym tygodniu zgubili tam już trzy pokojówki i jednego szambelana.

Spojrzała przez rozłożyste gałęzie krzewu i zdumiała się. Zobaczyła Annę, zapłakaną, jeszcze w koszuli nocnej, i Karola, w zbroi, na koniu.
Deigh: Z lekka przetrzebiony ten żywopłot.

-Nie rób tego! Nie jedź tam! Oni...Wezmą Cię w niewolę! Zabiją Cię! - krzyczała Anna przez łzy.
-Nie zrobią tego! - zaczął śmiało. - Kochanie, dlaczego nie chcesz się zgodzić?
Aż nasz pies zapiszczał.
Deigh: Są 2 uda, abo się uda, abo się nie uda.


-Czy ty jesteś głupi? Czy nie rozumiesz, że nie możesz? - krzyknęła z wściekłością.
-Nie, nie jestem głupi i nie, nie rozumiem - odparł z uśmiechem.
Orly was asking for you.

Chciał rozładować napięcie, przytulić Annę i jechać do Lutarni, aby podpisać rozejm. Kaspian nie chciał tego zrobić, aby ,,nie opuszczać Zuzanny", więc powierzył ten obowiązek Karolowi.
-Przestań! - ryknęła Anna i podbiegła wprost do żywopłotu, próbując przez niego przemknąć, ale wpadła na Zuzannę. Anna jednak nie miała pretensji do Królowej.
”Ojej, przejechałem cię, ale nie martw się, nie mam do ciebie pretensji.”

-Och, jak dobrze że jesteś! Wytłumacz temu palantowi, żeby nie jechał do Lutarnii! - poprosiła Zuzannę.
-Karolu, słyszałam, że chcesz odwiedzić rodzinę - zaczęła pogardliwie Zuzanna. Lubiła Karola, ale podzielała zdanie Anny.
-I Ty przeciwko mnie? - zapytał zdumiony Karol.
*Amano podaje Zuzannie sztylet*
Mori: A o ciebie pytał Brutus.


-Nie. Ja jestem po środku i proponuję ci wziąć jeden oddział wojska i jechać z nimi - odpowiedziała Zuzanna.
-Dobrze, na to mogę się zgodzić.
Oddział wojska... weź od razu regiment.

Tobie się na mózg nie rzuciło, nie to co poniektórym - dodał, już żartobliwie, Karol.
-Uważaj! - krzyknęła Anna, podnosząc z ziemi kamyk i celując w Karola.
*Mori zagląda pod stół* Nie ma. *Pod dywan* Tu też nie. *Za okno* Sens jednak ucieka.

Rozdział XIV: Coś innego
Koniec?!

Dzisiaj mam trzy sprawy, które chciałabym poruszyć na wstępie. Moja przyjaciółka ma dziś urodziny, więc publicznie chciałabym jej życzyć wszystkiego naj, naj, naj, spełnienia wszystkich marzeń i idealnej osoby na przyszłość. Buziaki, Paulinko. Dwa: na razie nie powiadamiam o notkach z powodu tego, iż na komputerze z którego piszę nie ma gg.
Dyć katastrofa!

Trzy: dziś w notce nie wystąpią Kaspian & Zuzanna w roli głównej i nie chcę słyszeć zbiorowego ,,łeeee".
Mori i Amano: ŁEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
Deigh: *runs to the hills*


Start!
Haikeeba!

Karol galopował na rumaku o wdzięcznym imieniu Marcepan.
Amano: Mój się nazywa Kokosowy z Wiórkami.
Mori: A gdzie Pimpuś?
Deigh: Zjedli.


Za nim jechało sześciu centaurów. A przed nim rozciągał się zamek niczym z bajki.
Neuschwanstein!

Wokół leniwie rozlewało się jezioro,
Zbieramy na powodzian.

w przypływach złości połykające krzewy nad jego brzegiem.
Amano: Ale to łykowate...
Mori: Ale to JEZIORO!


Dalej był sad, który złocił się i różowił tysiącem kwiatów, które, zdawałoby się, lada chwila miały zmienić się w owoce.
Ale zrobiły ludziom na złość i zmieniły się w motyle.

Ale tak się nie działo. W Lutarnii wszystko kwitło cały rok. Nikt, kto nie zobaczył tego zjawiska, nie wie, jak wyglądają przykryte białym puchem jaskrawożółte mieczyki, głębokie, lawendowe bzy czy wręcz purpurowe róże.
Nikt, kto nie brał LSD.

Nagle przed Karolem wyrosła brama, ogromna, drewniana,
... cętkowana, kręta...

wyglądająca jakby była wielkim, wściekłym strażnikiem. Ale...zaraz otworzyła się, a za nią Karol ujrzał dwóch strażników, ubranych kolorowo i wesoło.
Amano: Wyobraziłam sobie kolesiów w różowo-złotych wdziankach..
Mori: Też mają paradę równości?


Bowiem w Lutarnii prawie nic nie posiadało szczypty powagi. Karol wjechał na dziedziniec, sprawdzając czy centaury podążają za nim.
Deigh: Zawsze mogły zwiać na pastwisko.

Tak było, Książe(bo Karol był Księciem Lutarnii) zsiadł więc z konia, oddał go centaurowi, który zostawał na straży i wraz z pozostałymi narnijczykami udał się do Sali Tronowej, prosząc o audiencję u Króla Marka.
”Nie musisz już uginać się pod ciężarem korony..."

Kiedy do sali wszedł barwnie ubrany ojciec, Karol nie mógł powstrzymać śmiechu.
Czy on się tam tak zupełnie przypadkiem nie urodził?

Marek XVII Lutar nigdy nie umiał ubrać na siebie nic normalnego, prócz zbroi. Teraz jego nogi otulały ciasne, czarne spodnie, które wieńczył czerwony pas. Powyżej czerwona koszula z bufiastymi rękawami, a na głowie korona.
Amano: Średniowieczny Star Trek.
Mori: I ma gekona!


-Karolu! Czyżbyś wrócił? - zapytał Marek, na co Karol pokręcił głową.
To hologram.

-Teraz mój dom to Narnia.
Do końca świata nie spłacę kredytu.

I w jej imieniu pragnę popisać rozejm i te oto oświadczenie, które brzmi ,,Ja, Marek XVII Lutar, przysięgam nie knuć podstępów co do krainy o nazwie Narnia, nie przesuwać jej granic geograficznych i nie krzywdzić żadnego, ależ to żadnego mieszkańca szanowanej krainy".
”Krainy o nazwie nawias kwadratowy wstawić imię krainy zamknąć nawias.”
Deigh: „…oraz jeść warzywa, dawać na tacę, myć zęby i nauczyć się stepować.”


Podpiszesz albo czeka Cię kolejna bitwa, w której już Cię nie pokonam, lecz zabiję - syknął Karol, odrzucając na bok grzywkę wpadającą mu do oczu.
Amano: EMO!
Mori: I przepisz to tysiąc razy i szlaban na Elder Scrolls.


Marek wziął więc do ręki pióro i
... nie wychodził z komnaty przez tydzień.

Tymczasem w Narni, na zamku trwała sielanka. Wszyscy byli szczęśliwi, wszystkim powodziło się dobrze,
Zwłaszcza tym naokoło jeziora.

nawet Aslan świętował z Zuzanną, Kaspianem, Marią i Anną. Co świętowali? Istnienie. Narni, swoje własne, czarów.
E?
Deigh: Nawaleni jak stodoły.


Nagle posłaniec dostarczył list.
Teleportował się.

Kaspian z doświadczenia wiedział, że list nie oznacza nic dobrego,
Trzeba czytać, a on miał problemy z dłuższymi słowami.

więc, nie chcąc denerwować Zuzanny, chciał go zabrać posłańcowi.
”Oddawaj, to mój list!"

Rozdział XV: ,,Śledztwo?"
Amano: Nie, szprot.
Mori: W11.


,,Kochana córeczko!
Nawet nie wiesz, jak za Tobą tęsknimy – ja i ojciec. Mam nadzieję, iż jesteś szczęśliwa z Kaspianem. Muszę Ci jednak coś wyznać. Ja, jako dziewczynka przenosiłam się ze swoją siostrą Lucią do Narni. Lucia też została żoną pewnego władcy, Marka XVI Lutara. On zabił ją. Jeśli Kaspian chociażby sugerował taką skłonność, uciekaj czym prędzej.
*Amano umiera ze śmiechu*
Mori: O nie, dziwnie na mnie patrzy! To SKŁONNOŚĆ!


Poza tym, napiszę Ci co u nas. Piotr jest zły, ponieważ nie wróci do Narni, kończy więc szkołę i nie zaprząta sobie głowy niczym innym.
A z ludzkiego na nasze?
Deigh: Ma szlaban na szafę, tunele metra i inne ciemne miejsca.


Łucja i Edek w kółko opowiadają o Twoim ślubie. Łucja nie może nacieszyć się Twoim pięknym wyglądem i nastrojem uroczystości, Edek opowiada o tym, że Twój mąż jest waleczny i mężny. Ja nadal pracuję jako hafciarka, a ojciec przeniósł się na wyższy poziom w urzędzie. Powodzi nam się dobrze. I muszę Ci coś powiedzieć, kochanie. Jest jedno miejsce, z którego możesz wysyłać pocztę na Ziemię, czyli mi odpowiadać. Idź z Aslanem, powiedz, że o tym miejscu opowiedziała Ci mała Streengty(to moje panieńskie nazwisko).
Stringi?!

-Zuzanno, nie płacz – prosił Kaspian, gładząc ją po włosach.
-Ale to łzy szczęścia, że u nich jest wszystko dobrze – powiedziała Zuzanna. I wtedy do sali wjechał Karol.
No ten to ma wyczucie!
Deigh: Ze tez oni dla każdej sali maja podjazd dla koni.


-Podpisałem rozejm – krzyknął wesoło, machając podpisanym dokumentem. Kaspian ucieszył się i zapanowała atmosfera radości i zwycięstwa.
*Mori umiera, Amano już gnije*

Tylko Zuzanna powtarzała w myślach ,,Otwieram Ci wszystkie drogi. Idź, i bądź szczęśliwa”.
Amen.

Te słowa ostatecznie wymiotły wyrzuty sumienia, iż została w Narni.
Lu-Tze is not amused.

Minęła zaledwie noc, kiedy w narnijskim zamku pojawił się gość.
Mori: Czym chata bogata...
Amano: ... tym więcej wyniosą.


-Kim jesteś? – zapytał Kaspian, chodź nieznajomy kogoś mu przypominam.
Kopciuskiem.

-Nazywam się…E…Euzebiusz. Przybyłem tu z odległej krainy.
Amano: A ja myśałam, że Eustachy to głupie imię.
Mori: Smolarek.
Deigh: Do boju Pols…! Who am I kidding…


Kaspian pokiwał głową i zaprosił gościa do komnaty, która była dla niego przeznaczona. Na obiedzie gość powiedział trochę więcej o sobie.
-Jestem bratem króla Lutarnii, wyemigrowałem jednak z tego kraju i przeniosłem się do…Termido, krainy łowów, gdzie są szkoleni myśliwi i łucznicy – błysnął uśmiechem Euzebiusz, patrząc na Zuzannę, następnie przenosząc wzrok na Annę.
Nie jestem kosmitą.
Deigh: …i po monopolu, on tez wiedział jak obsługiwać łuki!


-On coś knuje – powiedziały razem i zaśmiały się.
-Kogoś mi przypomina… - zaczęła Zuzanna.
-…spojrzał na nas, kiedy mówił o łucznikach… - uzupełniła Anna.
-…i pochodzi z krainy, której nikt nie zna! – zakończyła Zuzanna.
-Śledztwo? – zapytała Anna, kiedy skierowały się w stronę balkonu nieznajomego.
-Ta… - chciała powiedzieć Zuzanna, ale zamilkła, słysząc śmiech Marii dochodzący z komnaty gościa. Zmarszczyła brwi i wsłuchała się w rozmowę.
-Och, Mario, jesteś taka fascynująca i mądra – powiedział Euzebiusz. Siostra Kaspiana roześmiała się.
Błyskotliwyś jak karetka na sygnale.

-Oj, chyba posprzeczałabym się, czy Ty nie bardziej – powiedziała z uśmiechem.
-Słodzą – szepnęła Anna, wystawiając język na znak obrzydzenia.
-A ja coś czuję, że ten cukier zamieni się w jad żmii – mruknęła do siebie Zuzanna, mrużąc oczy.
Quicquid latine dicitur, id sagax videtur.

Rozdział XVI: Miłość bywa ślepa
A czasami ma zeza.

I chociaż minęły już dwa tygodnie, śledztwo Zuzanny i Anny nic nie dało, a Maria nadal kochała się w Euzebiuszu.
-On jest taki niesamowity… - jęknęła z rozkoszą Maria, zwierzając się Zuzannie. – Opowiadał mi, jak jako dziesięcioletni chłopiec pokonał dorosłego mężczyznę.
A w kołysce udusił hydrę.
Deigh: Strzelił go z luku w krocze.


-Ona jest niemożliwa! – krzyczała Anna, wpadając do komnaty Zuzanny i Kaspiana. Króla nie było, ale znudzona Królowa siedziała na wielkim, pościelonym łożu.
-A co znowu? – zapytała Zuzanna, wskazując Annie, by usiadła.
-Oświadczył jej się! – krzyknęła ta.
-Przyjęła? – zdenerwowała się Zuzanna, podrywając się z miejsca. Syknęła z bólu i złapała się za brzuch. Jej nienarodzone dziecko, chociaż było jeszcze malutkie, czasem sprawiało jej ból.
-Przyjęła! I podpisała jakiś papierek!
Intercyzę?

-Jestem pijana szczęściem, Zuzanno – powiedziała Maria Królowej, kiedy ta wchodziła do jej komnaty.
-Jesteś pijana! Jesteś pijana, ale nie szczęściem! – krzyknęła Zuzanna. – Coś Ty podpisała?
-Idź na obiad, zresztą chodź, to się dowiesz.
Możesz przecież iść chodząc.
Deigh: Upijanie nieletnich art. 208 Kodeksu Karnego, grzywna albo w porywach do 2ch lat ;p


Poszły więc. Kiedy Zuzanna weszła do Jadalni, wszystko było normalnie.
Ponieważ Dra Czarneckiego zabito w sali balowej.

Były trzy puste miejsca. Jej, Marii i nieznajomego.
Wigilia w końcu...

-Mario, kochanie, chodź do mnie – poprosił słodkim głosem, a Maria, prawie lecąc nad podłogą, podbiegła do niego, o mało się nie przewracając.
-Oświadczenie brzmi: ,,Ja, Maria, siostra Kaspiana X, oświadczam, iż wraz z zawarciem ślubu z niejakim Markiem XVIII Lutarem przekazuję Narnię Lutarnii, a jego władcę skazuję na śmierć. Nie podlega rezygnacji”.
Reklamacji nie uwzględnia się.
Deigh: Czytanie tego grozi obumarciem szarych komórek...


-Co? – krzyknął Kaspian.
-Ja jestem Lutar! – krzyknął Euzebiusz, zrywając z czoła turban. I rzeczywiście – wyłonił się Marek XVIII! – I teraz, Kaspianie, królestwo jest moje!
-Nie jest! Nie zawarłeś ślubu z Marią! – krzyknął Kaspian. – Poza tym, nie masz praw do tej krainy!
-Ślub zawarłem, Kaspianie. Prawda, Mario? – zapytał Marek, a Maria pokiwała głową. Nadal była zakochana! – Więc prawa do tej krainy mam. Ponieważ to, że jesteś mężczyzną, nic nie znaczy!
Omg.
Deigh: Wrong, just wrong…


Rozdział XVII: Czarna rękawica
Polewka też. No mamy niezłą polewkę...

Zuzanna przewróciła się na drugi bok. Spała tak głęboko, iż nawet wpadające do komnaty, natrętne słońce nie obudziło Królowej. Miała dziwny sen…Szła piękną ścieżką. Oblane kwieciem drzewa tworzyły tunel, przez który przechodziła i szła dalej. Ptaszki śpiewały, wiatr grał na wiotkich liściach wierzb,
Kwiaty czuć, ptaki drą ryje, a ona nic!

a jakiś rozkosznie płynny falset zachęcał ją: chodź, Zuzanno. Przyjdź, Zuzanno. Wahała się, przecież to może być podstęp. Jakiś wewnętrzny głos szeptał ,,Głupia, nie idź!”. Ale ona starała się zaufać. Więc poszła. Zrobiła kilka kroków. I nagle ziemia zmieniła się w wysuszoną skorupę, rozkoszny głos nabrał skrzeczącej, piszczącej i jęczącej barwy, jakby ktoś zeskrobywał rdzę ze smutnych drzew w niczym nieprzypominających uprzedniego tunelu.
Rdza na drzewach?!
Amano: To chyba ten mech...


Cofnęła się w tył, ale przepiękna kraina nie wracała. Tylko to pustkowie, jak wrak na dnie, suche, zmęczone życiem.
Musisz wejść na tę najwyższą wieżę...

Zuzanna poczuła, jak po policzkach spływają jej łzy. Ale nie mogła się obudzić. Ręka w czarnej rękawicy złapała ją pod bok i porwała daleko od piękna, które na własne życzenie opuściła. I…obudziła się.
Amano: Jako wampir.
Mori: Zauważyłaś, że ostatnio wszyscy w tym fanfiku się budzą?


Oddychała płytko, szybko, z niepokojem, przerażeniem. Nawet słońce za oknem, kierując swój wzrok na Królową szarzało ze strachu.
To naprawdę są Drżące Wyspy, a ona jest Sheogorathem.

Do komnaty Zuzanny wszedł Karol, zupełnie przez przypadek.
Jasne.

Usłyszał sapanie i chciał sprawdzić, co się stało. Ujrzał zapłakaną Zuzannę, oddychającą ciężko. Wyglądała jak kupka nieszczęścia.
Kupka nerwów!

W myślach mówiła,,Przecież to głupi sen! Dlaczego tak ryczysz?!! Nie masz godności?”.
Godność ma narrator.

Ale coś nie pozwalało jej przestać płakać, chociaż wyprostowała się dumnie i starała się osuszyć oczy.
Suszarką.

-Coś się stało? – zapytał troskliwie. Był w końcu jej rodziną. Przecież był wnuczkiem siostry matki Zuzanny!
Bratem szwagra zięcia syna ciotki z trzeciej macochy adoptowanej.

Zuzanna zaczerpnęła powietrza i zaczęła mówić:
-Śniła mi się przepiękna Narnia. I głos, który mówił, żebym z nim poszła. Domyślałam się, że to podstęp, ale ciekawość zwyciężyła. No i potem znalazłam się na pustkowiu. I ktoś mnie porwał – zakończyła Zuzanna.
-Więc nigdzie nie wychodź, a jeśli to z kimś z nas – zaczęła Maria.
Genialna taktyka, dzięki Napoleonie.

-Tak. Noś przy sobie łuk i coś, czego dźwięk mógłby nas przywołać gdyby to ktoś z zamku był porywaczem – dodała Anna.
Na przykład róg?
Deigh: Fortepian.


-Mają rację. Bądź ostrożna – zakończył Karol.
-Brednie. Przejmujecie się głupim snem. Nic nie róbcie, oto i wyjście – powiedział obojętnie Kaspian, i niestety, mówił to szczerze. Zuzanna za to wybiegła z Jadalni i gnała przed siebie. Nie wiedzieć kiedy znalazła się na dziedzińcu. Przed nim. W sadzie. Za granicami zamku.
W fosie.

-O nie…Teraz to się stanie – mówiła i usiadła na ziemi. I rzeczywiście, po minutce ujrzała tunel z kwiecistych drzew. Usłyszała głos, który mówił, aby przyszła. Ale ona siedziała nadal. Dopóki nie poczuła dziwnej siły w nogach, która ją unosiła i kierowała do głosu.
Nie idź do światła!

Przeszła przez tunel. Nic się nie zmieniło. Ale nagle przed oczami mignęła jej czarna rękawica, która poderwała ją do góry. Słyszała swój krzyk, chociaż wcale nie chciała go wydać.
I tak ma teczkę w IPNie.

Zuzanna wbiegła do komnaty jej i Kaspiana.
-Tak się o mnie martwisz? – zapytała i uderzyła go wierzchem dłoni. Jej kostki zderzyły się z kością policzkową Kaspiana. To jego zabolało. – Mogło mi się coś stać! – krzyknęła. Złapał ją za rękę. Wyrwała się. – Błagaj o przebaczenie.
Deigh: Dominatrix.

Kaspian westchnął. Życie w miłości to prawdziwa kolejka górska.
A skąd oni to tam mieli?

Rozdział XVIII: ,,Pójdę go przeprosić"
Oj, głupia.

Zuzanna usiadła na łóżku Marii i zwierzyła jej się z tego, co czuła w związku z tym, iż Kaspian w ogóle nie przejął się jej złym snem.
-Zuzanno, chyba czas żebyś czegoś się dowiedziała – zaczęła nieśmiało Maria, skubiąc brzeg kołdry.
Już dawno powinniście byli mnie ściąć.

-Tak? – spytała niecierpliwie Królowa, chcąc poznać powód obojętności swojego małżonka.
-Kiedy Kaspian był mały, miał zaledwie roczek, umarła nasza matka. Potem zabrali mnie do Lutarnii. A mój braciszek został z wujem. I mocno wierzył w potęgę snów. Kiedy miał jedenaście lat, jego wuj odrzucił go, a ciotka stała się chłodną jędzą.
Było nie kazać jej spać w lodówce.
Deigh: Było to albo mikrofalówka.


Kaspian śnił o tym, że jeśli ucieknie, zaczną się o niego martwić. Raz miał nawet sen, iż po ucieczce ciotka mówi do niego ,,synku”. Uciekł więc. I od tamtej pory wuj go nienawidzi. Ciotka przejęła się, i owszem, ale przez wuja nie mogła nic zrobić. I co Ty na to? – zapytała Maria, na pół z wyrzutem, na pół z oczekiwaniem.
-Pójdę go przeprosić – odpowiedziała Zuzanna i poderwała się z łóżka. ,,Powinnam się domyślić, że coś się stało” myślała Królowa. Nie mogła sobie wybaczyć, iż nie pomyślała, że obojętność Kaspiana jest uzasadniona.
Brak konstruktywnego komentarza...

Zuzanna otworzyła okno. Do komnaty wpadł świeży wiatr,
... dupnął o podłogę, po czym wstał i przeprosił.

owiewając Królową zapachem rześkiego poranka. Kobieta uśmiechnęła się do siebie i odwróciła. Spojrzała na śpiącego w łożu Kaspiana. Jego blada twarz
Howgh.

-Czy jesteś gotowa, Zuzanno? – zapytał Aslan, wchodząc. Jego grzywę rozwiał figlarny wiaterek. Lew otrząsnął się ze strzępek powiewu i spojrzał na Królową.
Powiew zaklął, po czym wrócił do Rosji.

-Oczywiście. Ale…czy mogę wysłać kilka listów? – zapytała Zuzanna. Chciała do każdego wysłać list o innej treści. Najdłuższy oczywiście do Piotra – przecież to on nadal był królem Narni.
-Ależ oczywiście – odparł Aslan. Był taki oficjalny. Zuzannę zdziwił ton jego głosu.
-Aslanie, czy coś się stało? – zapytała Królowa z niepokojem.
Tak, zorientowałem się, że jesteś Mary Sue.

Zuzanna zasiadła do śniadania. Wysłała już listy do rodziny. Wzięła do ust kęs znakomitej pieczeni na zimno i pogryzła powoli. Potem w zamyśleniu włożyła widelec w usta. Jej brzuch był już zaokrąglony, ale na szczęście ona nie odczuwała tego boleśnie. Myślała nad imieniem dla swojego dziecka. Kaspian zapewne chciałby, aby jego syn, jeśli będzie to chłopiec, nazywał się jak on, ale Królowa uważała to za kompletne głupstwo.
Mori: Dionizy Antonio.
Amano: Gary Stu.


-Musisz mi powiedzieć, o co chodzi z tym Twoim snem – szepnęła Zuzanna, siadając naprzeciwko Kaspiana, na wielkim i wygodnym fotelu.
Amano: Bawi się w psychologa.
Mori: Kiedy byłem mały...


-Skoro tego chcesz…Kiedy byłem mały, zmarła moja matka.
Mori: A nie mówiłam?

Ojciec nie żył. Marię zabrali. A ja zostałem sam. Zupełnie.
Nie miałem nawet misia...

Co noc śniłem to samo – że na dobranoc tulę się do cioci, że ona szepcze mi coś do ucha, że całuje w czoło. Ale tak się nie działo. Następnego dnia dobranoc mówiło mi trzaśnięcie drzwiami, którymi przed chwilą wyszła niańka. Jedyną osobą, na którą mogłem liczyć był mój nauczyciel. Ale jego widziałem tylko kilka godzin dziennie. Aż pewnej nocy przyśnił mi się najpiękniejszy ze snów. Biegłem po kwiecistej łące. Byłem wtedy jedenastoletnim chłopcem, ale czułem się malutkim dzieckiem. Moje nogi skakały wśród kolorowych i pachnących kwiatków,
.... ale nie wiem, co wtedy paliłem.

wśród zielonych traw, wśród szumiących drzew. Po drugiej stronie polany stała ciotka z wujem. Gdy do nich dobiegałem, wyciągali ręce, tulili mnie i mówili, że kochają mnie, swojego syna. I budziło mnie kolejne chłodne ,,Wstawaj” od niańki. Tęskniłem za tym snem. Spałem więcej niż powinienem, chyba miałem nadzieję, że im więcej tego snu wyśnię, tym bardziej prawdziwym się stanie. Uwierzyłem w niego. Aż zdobyłem się na odwagę. Uciekłem. Wieczorem, kiedy już podmuch wiatru spowodowany zamknięciem drzwi zgasił świecę, ja otworzyłem szeroko okno i wyskoczyłem. Gnałem przed siebie. Przez jakąś łąkę. Ale na końcu nie czekali uradowani ciotka i wuj, ale armia.
Akurat mieli koncert.

Generał wziął mnie jak złego psa, za ubrania na karku i wsadził na swojego konia, jakby brzydził się mną.
Deigh: Co się stało z tradycją ciągnięcia niewolników za koniem?

Bolało. Wtedy postanowiłem, że oni nie będą rządzić moim krajem. Nauczyłem się wszystkiego. Ale dopóki nie spotkałem Ciebie, nie umiałem kochać i nie wiedziałem, jak to jest być kochanym – skończył Kaspian. Zuzanna miała w oczach łzy. Podeszła do Króla i przytuliła go. Ona nigdy nie miała takich doświadczeń. Zawsze była kochana. Przez matkę, rodzeństwo.
-Ale teraz masz mnie, niedługo będziesz miał jeszcze kogoś – szepnęła mu do ucha.
Twoja mamusia przyjeżdża?

Minęło kilka miesięcy. Zuzanna niedługo miała urodzić, Karol i Anna kłócili się i godzili, Kaspian szalał ze szczęścia, a Maria dziwnie chowała się po kątach. Ale nikt nie zwracał na to uwagi, ponieważ wszyscy myśleli tylko o Zuzannie i następcy bądź następczyni tronu. Nawet Aslan cieszył się na potomka Zuzanny i Kaspiana. Gdzieś głęboko, w swoim sercu kochał dzieci.
Z keczupem.

Sam miał wspaniałe dzieciństwo i pragnął, by dziecko Króla i Królowej też było szczęśliwe. Opiekował się więc Zuzanną i wspierał Kaspiana, radząc mu i dając wskazówki. Pewnego dnia, kiedy wracał z Królową z miejsca wysyłania listów na Ziemię, zauważył iż kobieta zachowuje się dziwnie.
Przecieka.

niedziela, 2 listopada 2008

Kogel-mogel ekstremalne 2/2

Powracamy z analizą cudeńka panny Arcee. Długo, tak, ale im głębiej tym weselej.

Zajrzyjcie pod adres podany w poprzedniej części analizy. Młoda skasowała bloga i próbuje się tłumaczyć... po tym, jak Amano dała jej znać o analizie.




- Bo to Flame – odpowiedziałam jej – to mó smok i…och…możetak wejdziemy do środka co ?
Yyy…dobra, ale…nie wiem czy on się zmieści – powidziałJetFire wzkazując na smoka.
((Bez jaj! Mam uwierzyć, że smok jest większy niż Jetfire...?))

Nie martw się…już on ma swoje sposoby – powiedziałam ipuściłam oczko do Flame , który w ciągu jednej sekundy zamienił się w ducha, apotem bez słowa wleciał do bazy. Zaciekawione Autoboty zajrzały w głąb wylotugdzie przed chwilą zniknął duch jaszczura, jednak żaden z nich nie miał zamiaruwejść\ć do bazy.
((Zmienił się w ducha. Czytaj: zdechł.))

O matko…czy ja zawsze musze wszystko robić ? – mruknęłamsama do siebie i raz dwa „ wskoczyłąm” do wylotu. Gdy wylądowałam zabaczyłąm,że Flame z powrotem zamienił się w smoka i gada sobie z…BUMBLEBEE’EM !
((Gratuluję. Tej odmiany jeszcze nie widziałam.))

Patrzyłamna nich jak na kosmitów
((W przypadku Bumblebee niezbyt się pomyliła...))

i już miałąm zamiar podejść bliżej gdy poczułąm nasobie bardzo ciężki metal. Upadłam . Spojrzałam na właściwiela ogromnego ciałai ze strachem uświadomiłam sobie że spadł na mnie Soundwave !
((?!?!?!?!?!?!?!))
[Soundwave sue-perior.]
Deigh: *SPLAT* Woho! koniec opowiadania!

Spojrzałam na Megatrone który rozwalał wszystko iwszystkich którzy tylko staneli mu na drodze. Był już kilka metrów przedWszechiskrą,
((Której oczywiście wcześniej tam nie było...))

gdy Jazz stanął mu na drodze. Zaczeli walczyć. Na początku Jazzwygrywał,
((Chyba w szachy!))
Deigh: Na kciuki się siłują.


jednak po krótkiej chwili Megatron zyskiwał nad nim przewage. Przezułamek sekundy gdy miałam zamkniete oczy, Megatron uderzył Jazz’a w pierś apotem strzelił prosto w Iskrę robota. Usłyszałam straszliwy krzyk Lily ipatrzłam jak Jazz opada na ziemie. Chciałam im pomóc ale nie mogłam. Spojrzałąm na góre i zobaczyłąm jak Megatronstrzela do mnie z działa. Poczułam jak pocisk rozszapuje moje ciało od wewnątrz.Usłyszałam straszne krzyki, lecz nie miałam nawet siły by odwrócić głowy.
((Odjęło mi mowę. Po prostu siedzę przed monitorem i się śmieję jak głupi do sera.))

Zanim zamknęłam oczy, zobaczyłam duchadziwnej botki, która powiedziała „Koniec…jest początkiem”.
((Na imię jej było Usagi.))

Gdy topowiedziała, wszystko pociemniało w potem…..Umarłam…
((*plays the world's smallest violin*))

- Jezu Chryste - odezwał się gdzieś w dali Hot Rod
((Primus: JA CI DAM JEZU!))

- Jazz ?...Matko Boska Jazz...nie rób mi tego...z kim ja będę się brechać z Optimusa?
((Oho, slash.))

Lily wstała na chwile od Marii i podeszłą do Hot Roda.
- Nic mu nie jest? - spytała
HR odwrócił się i spojrzał na Lily smutnymi oczami
- Nie wiem.Megatron trafił go w iskrę więc...więc...nic już nie jest zależne od nas
((Jak trafił w Iskrę, to choćbyście się poprzepalali, nic nie zmienicie...))
[Dla niewtajemniczonych: Jeśli dostał w iskrę, to tak jakby wzywać ambulans do gościa bez głowy.]

- Nie - odpowiedziała Rita która kocią zręcznością zeskoczyła z beki wiszącej nad sufitem
((Więc jednak Animaniaki. „Humans ain't what they seem to be...”))

- To czy Jazz przeżyje zależy tylko i wyłącznie od niego.A właściwie...od siły jego woli.Jeżeli uzna że nie chce już zyć,to trudno...jego wola
- Jazz który nie chce żyć - powiedział z ironią Iron - fajny żart
((„Powiedział z ironią Iron.” Fajne zdanie.))
[Ironia obrodziła w tym roku lepiej jak kapusta...]

- Żadnych " ale" !. Nie ma tu Optimusa więc przykro mi to stwierdzać ale na razie mam nad wami pełne dowodzenie ,
((I wcale nie brzmię jak Starscream!))

Elita widząc moje ciało całe we krwi, posmutniała i westchnęła smutno.
((Przy okazji była bardzo smutna.))
[A byłby obiad na jutro...]

W końcu byłam dla nich ważną osobą. A dlaczego? Tego sama nie wiem. Gdy coś i się działo, zawsze był obok mnie chociaż jeden Autobot. Gdy byłą burza zawsze w moim pokoju siedziało kilka Botów. I zawsze uzbrojonych. Gdy się ich pytałam,dlaczego są uzbrojeni, nie odpowiadali lub mówili bym zasneła. Nie wiem o ci om chodzi ale jedno jest pewne...jestem im do czegoś potrzebna a to oznacza ,że prędzje czy później będą chciały mnie do czegoś wykorzystać a tego nie zniosę. Cóż...lepiej być wykorzystanym przez Autoboty niż siedzieć w bazie Deceptów.
((A to wszystko w przeciągu jednego dnia jej pobytu w tym świecie.))

- Co z Jazz'em
Elita spojrzałąana niego dziwnie gniewnymi oczami na co szef botów spytał zmieszany
- No co? Nie mogę się spytać o stan mojego żołnierza ?
- Możesz ale sądzę że bardziej powinieneś bać się o zdrowie Marii. W końcu to mała dziewczynka...
((Biedny Jazz... zero szacunku...))


- Nie taka mała...ma 16 lat .
- 15,16,17...i co z tego?...patrząc na nią o mało się nie popłakałam.Wiesz że tylko ona może pokonać Hybreę ,a teraz może nie przeżyc a ty interesujesz się zdrowiem jednego ze swoich żoł...
((I Scyleę.))

- CZY TY NIE ROZUMIESZ CO JA MÓWIĘ ? - krzyczała- Marii nie jest umierająca. Ona UMARłA !!! Co my teraz zrobimy co?...Hybrea pokona nas kiewnięciem palcem. Nawet gdy połaczymy siły z Deceptikonami to i tak nie mam z nią niejmniejszych szans...a wiesz co jest w tym najgorsze ? MARII !...ona miała tylko 15 lat. Przybyła na ziemie żeby zobaczyć ten świat a nie wdawać się w wojny. Była miła,chciała nam pomóc i co z tego ma? Śmierć...jej własna śmierć...nie wiem co ty teraz powiesz jej rodzicom...przyjaciołom...co powiesz Flame'owi co?...nie wiem co...- przerwała.
((Bo energon był za słony...))

- Tak ... żyje...
- Ale ..ale...ale przecież dostała z działą prosto w serce.Jak to możliwe że ona jeszcze żyje ?
((Wystarczyło nie mieć serca.))
Deigh: Działo średnicy małego samochodu ale w serce trafiło..


- Tu jest gorsza częśc historii...proszę..przyjdź do mnie za godzinę.
OP odszedł,zostawiając Elitę samą. Nie wiedziała dlaczego ale czuła,że OP odszedł z jej powodu.i miała racje. Wiele lat temu,Optimus skrycie kochał się w Elicie.Oprócz Jazz'a i Irona nikt o tym nie wiedział.
((I całą resztą Cybertronu.))

Gdy Optimus myślał o Elicie , Jazz zaczął ruszać palcami.
((„Doktorze Frankenstein, niech pan zobaczy!”))

Ratchet o mało się nie przewrócił ze szczęścia i miał już zamiar zawołać reszte gdy zatrzymał się prze dzwiami.
" nie..lepiej jak zowołam Ritę" - pomyślał i wyszedł tylnymi dzwiami.Przez dobre pół godziny chodził po bazie i szukał Rity,która znikneła jak kamień w wode.
((Zostawiając Jazza samego.))

- Hmm.Patrząc na twoje osłabienie i to że...Matko PRIMUSA ! Jazz ! Jesteś ranny !!!
((Primus – Cybertroński Jezus.))
[A, uczę takiego. Pinto de Jesus się zwie.]

- Żadnych "ale" !...Idziesz zemną - powiedziała i zaciągnełą Jazz'a do Rity. Zastępca Optimusa szrpał się i wyrywał jednak z Lily nie miał szans.W końcu nie darmo nazywali ją " Pogromcą Twardzieli" Zrezygnowany Jazz, westchnął i puścił w swoim radiu piosenke " Evenescence - Bring Me To Life"
((Spamalot - „RUN AWAY!”))
[Jak słyszę tą piosenkę, to mam ochotę łapać defibrylator.]

Lily zatrzymała się.Odwróciła się i spojrzała na jego vizor. Westchneła i powiedziała.
((Mój słownik właśnie wyskoczył przez okno.))

- Nie...skąd mam to wiedzieć.Nikt mi nigdy nie mówił że zrobiłem coś źle
- No cóż...pamiętasz jak Lily miała pierwsze treningi?
- No
- Taa...nagrywałeś to a potem zabrałęś połowe aurobotów i puściłęs to jako film. Lily akurat przechodziła obok i to widziała
((YouTube nie zna litości.))

W bazie autobotów panowało wielkie zamieszanie,spowodowane postanowieniem Optimusa co do dalszych losów Marii.
- Optimusie...jesteś pewny,że to jedyne wyjście? - spytała Chromia
- Tak...to moje ostatnie słowa na ten temat
- Prime...wybacz,że tak nie po imieniu ... - powiedział IronHide - ale jesteś pewny,że jej rodzicom to się spodoba?. W liście dokladnie napisali,że jeżeli ich córka wróci choć troche odmieniona to wojna Elficko-Autobocka nie będzie unikniona
((Weźmie się wszystkie Autoboty, przejdą się z prawa na lewo i po kłopocie.))

- Tak wiem,ale chyba lepiej jeżeli wróci do Ellesmery jako Transformer niż jako zwłoki.
A zresztą...skoro ją kochają to nie powinni się przejmować jej nowym wyglądem.
((Ale że niby jak to ma ją wskrzesić?))

- Słusznie...wybacz. Zapomniałem,że to ty jesteś " mózgiem" tej operacji - rzekł i uśmiechnał się
- O tak...zawsze ja. Jak by nikt nie mógł mnie nigdy wyręczyć. Ah..co za życie - odparł
- Hehe , niby kto mógł by cię wyręczyć co? - zaśmiała się Elita - jesteś naszym przywódcą i jednym z najmądrzejszych TF-ów,więc o czym ty mówisz?
((Jak każdy, kto ma Matrycę...))

- A ja się martwie o Lily. Jazz,jak już sam mówiłeś, jest wytrzymały a Lily?. Choroby biorą ją najczęściej a jeszcze gdy nic nie je i nie pije. Myśle że to o nią powinniśmy się martwić.
((Może zachorować np. na rdzę!))

- No nie wiem...ja sądze,że o Jazz'a - powiedział Optimus
- A ja myśle ,że na razie nie powinniśmy się martwić o nikogo - rzekł JetFire wchodząc do pokoju rozmów - w końcu Jazz to mój brata Lily to twarda laska...mówie wam. Będzie dobrze. - powiedział,wziął papiery i wyszedł .
((Standardowy punkt blogaska – poszerzanie drzew genealogicznych postaci z kanonu.))

- Naprawde?... myślałam,że to Jazz był największym luzakiem wśród Autobotów.
- I dobrze myślalaś.Jazz to największy luzka wśród autobotów a JetFire, wśród wszystkich Transformerów - powiedział , zaśmiał się i spojrzał na Elite.
((Oczywiście. Najweselej mu, kiedy mu się przypomina, że mało kto mu ufa.))

Przez chwile patrzyli sobie prosto w oczy, jednak Elita zaczerwieniła się i odwróciła głowe,a potem wyszła zostawiając Optimusa sam na sam,ze swoimi myślami.
((W mordę... Elita i Jetfire...? Mogę już zabić ałtorkę?))

- Boże.Przecież on siedzi tu pnad tydzieć,bez energonu i bez przyjaciół a ja się zastanawiam co tu robić. - pomyślała i wstałą z łóżka,żeby otworzyć drzwi,gdy nagle poczuła bół w brzuchu.Zaczeło jej się kręcić w głowie. Nie miała sił by nawet stać.Mrugnełą oczami i upadła z hukiem na ziemie.
((Okresu na zawołanie dostała czy co?))

Zobaczył śpiącego Ratcheta,który trzymał w ręcę...GŁOWE!!!
Jazz zamknął oczy mając nadzieje,że to tylko przewidzenie, jednak gdy otworzył je spowrotem...Ratchet dalej spał i dalej trzymał głowe. Jazz przyjrzał jej się dokładnie i stwierdził,że to głowa Fembotki. Bardzo ładnej fembotki...która nie miała procesora!
" Na Primusa...to Ratchet morduje kobiety?...boże...w ciągu tego tygodnia sporo się musiało wydarzyć" – pomyślał.
((„Golibroda żonę miał...”))

- Co z nią? - spytał Jazz
- Cóż...jej zachowanie jest typowe jak fakt że...
- Że co? - spytał zpanikowany.
-...żże jest w ciąży - dokończyła Rita która weszła teraz do pokoju.
((No bo masz, oczywiście.))

Jazz otworzył tak szeroko oczy,że aż mu vizor spadł.
- ŻE CO?
- Słyszałeś
- Ale z kim?
- Tego jeszcze nie wiemy...
- Boże - szepnał kapitan autobotów.
- Ejejej...nie panikuj. Nie wimy czy jest w ciązy. ma takie zachowanie,ale... - powiedział Ratchet robiać zkan.
- Nie. Nie jest w ciąży. - powiedział
((Ja już nic nie rozumiem...))

- Ufff - odetchnał Jazz
- A co?...tak ci na tym zależy? - spytała Rita z lekkim uśmieszkiem na twarzy
- No. I to jak.
- Czemu - spytał teraz Ratch.
- No bo...no bo...ja się chyba zakochałęm - powiedział spuszając głowe. Rita otworzyła szeroko oczy u uśmiechneła się jak głupia do sera.
((Ser odwzajemnił uśmiech. Fajnie jest być psychicznym.))

- Masz dopilnować ,żeby od razu po przebudzeniu coś zjadła.
- Spoko...możesz być pewny,że pod moim okiem, zje tyle ile sam Unocron - €smiechnał się
((Włoski Unicron i europejskie uśmiechy.))

- Że jesteś ładna i fajna...a co? Nikt ci tego nigdy nie mówił - spytał odwracając się do niej
- Nie...jesteś pierwszy - powiedziała.
- I pewnie nie ostatni - zaśmiał sę wracając do pracy
Rita spojrzała na niego dziwnym wzrokiem a po chwili podeszła do niego i pocałowała go w policzek
((Jak to jest, że w tym blogu wszystkie pary zaczynają nienawiścią?))

- Dobranoc - powiedziała słodko - nie pracuj za długo .
Ratchet upuścił moją przyszła głowę ( co za świnia !!!) ,pogłaskał się policzku i odpowiedział jej.
((Do roli narratora łaskawie dopuścił mnie sam Horus.))

A ja?...ja obserwowałam to wszystko z miejsca na które ludzie..zwą " niebo"
((„Wszystkie Sue idą do nieba.”))

Spojrzałam na nią a potem wróciła do oglądania Autobotów.Jednak po chwili oglądałam też Deceptikony. Wśród nich była dziwna femconka która drwiła z Megatrona i niszczyła wszystkich którzy ją obrazili lub nie chcieli jej przepuścić.Domyślilam się że to Hybrea.
((Albo Female Starscream. Jedna cholera.))

Na początku małe objaśnienie:P
" " - myślenie.
((Coś nie widać.))

- No nareszcie - mruknął Ratchet kończąc moje ciało. Przyglądał mu się z każdej strony i w końcy uznał,że każdy szczegół jest dopracowany. Gdy już miał odejść , odezwała si,ę Rita
- Nie zapomniałeś o czymś - spytała go w uśmieszkiem.
Ratchet spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Co masz na myśli
((Moduł inteligencji.))

- spytał ja na co ta podeszła do niego, rozpuściła swoje długie, czarne włosy i zaczeła nimi machać na wszystkie strony. Ratchet patrzył na to z maślanymi oczami.
((Audiotele dwa: czy włosy Rity zrobione są z luźnych kabli, metalowych prętów czy włókna szklanego?))

- MAGATRONIE!!! Ty Idioto! Mówiłam ci,że masz ją zostawić dla mnie,a nie zabijać ! - darła się Hybrea, goniąc Megatrona po całej bazie i rzucając w niego ostrzami.
((Bo przecież nasza Mari Su musi być ścigana przez największe zło tego świata.))

- Możesz być pewny,że jak wybije wszystkie Autoboty to TY...będzie następny - warkneła przybliżając swój miecz do jego iskry - a wtedy...będzie za późno na płacze i lamenty.
Popatrzyła na niego z pogardą i splunęła mu w twarz.Megatron odwrócił twarz i chciał odepchnąć femconkę od sebie jednak ta wbiła mu swoje miecze w oba ramiona.
- Szszszsz - syknął - puszczaj !
((Megs! Nie wstyd ci tak? Babie się dajesz?))

Blackout popatrzył na nią i powiedział do siędzącego obok Thundercrackera -
- Ta Hybrea to może i ostra,ale trzeba przyznać że niezła z niej laska
Thunder spojrzał na nią
- Fakt...jest całkiem... - urwał bo Blackout syknał z bólu.
((Czy kogoś to dziwi?))

Wcisnał kod i gdy wszedł do pokoju,zobaczył,że na jego łóżku siedzi Barricade.
((Przedtem Thundercracker myślał o pójściu do łóżka z Hybreą. Chyba wiemy, co powinno się teraz stać.))

Niebieski TF rozglądał się na wszystkie strony ,nieświadomy tego co zaraz się stanie.Spojrzał na góre i zobaczył wielki znak Deceptikonów zrobiony z resztek ciał zabitych autobotów.
((Prawie jak „Shattered Glass”.))

TC stanął wryty.Wiedział,że Megatron był brutalny,ale żeby aż tak?
Nie potrafił powiedzić nawet słowa.W tej chwili ktoś klepnął go po plecach. Odwrócił się i zobaczył Starscream'a
- Pierwszy raz w pokoju Megatrona? - spytał uśmiechnięty
"Co on się tak głupio uśmiecha?" - pomyslał
((Zaczynam mieć naprawdę dziwne pomysły...))

Starscream popatrzył na swego klona i uśmiechnął się kończąs przy tym swoją odpowiedź.
((... Ale Thundercracker nie jest klonem...))
[Begun, the clone war has...]

SS podał mu kubek z napojem.
((Seekerzy – SS Decepticonów.))
[Em, halten Sie..?]

Deceptikony spohrzały na siebie i wyieniły porozumiewawsze spojrzenia.
((I zaczęły mówić po czesku.))
[Joooozin z baaazin...]

- Jak sobie życzysz Sir. - powiedział Starscream siadając na blacie stołu
((Zaraz zacznie na nim tańczyć... Ten blogas robi bardzo dziwne rzeczy z moim umysłem.))

- Wezwałem wa stutaj,ponieważ...
((... macie być świadkami połączenia tych oto Barricade'a i Thundercrackera...))

- Ale..ale...jak to możliwe - spytał Barricade - przecież sam widziałem jak Marii upada martwa.
((Ja za to widziałam, jak Bonecrusher, Blackout, Megatron i Jazz ginęli jeden po drugim, a na blogu ciągle są.))
[A ja czytałam, jak zostały tylko 3 smoki i tylko 3 jeźdźców w Eragonie, a tu proszę!]

- Starscream,mój przyjacielu...mam do ciebie pewne pytanie - powiedział grzecznie do swego zastępcy na co Bariicade zrobił zszokowaną minę
- Jakie Megatronie
- A takie,że...CZYŚ TY JUŻ DO KOŃCA ZGŁUPIAŁ !!!??? - wydarł się
((Zaleciało Galvatronem...))

Thunder który akurat czytał jakiś dokument na temat Optimusa,spadł z krzesła i zrobił fikułka do tyłu.
((Fiukająca kukułka.))
[Rofl break, właśnie wyobraziłam sobie komentarz Amano...]

megatron popatrzył na nich i walnął się w głowe
- Bo jeżeli ona się o tym dowie to ją zabije.Marii jest jeszcze za słaba,żeby ją z nią walczyć.
((A od kiedy to on się tym przejmuje?))

- Cholera - parsknął ze złości - jak jest po hiszpańsku " Kocham cię "?
Spojrzałam na niego i usiadłam na blacie.
- Te quiero
((Siekiero.))
[Pourquoi..? POURQUOI!?]

Otworzyłam oczy i zobaczyłam swoje odbiecie,a wtedy zrobiłam jedyną rzecz jaka przyszła mi go do głowy czyli...
- AAAAAAAA!!! RATCHET!!! COŚ TY ZE MNĄ ZROBIŁ !!!?
((Widziałam to wszystko z nieba, ale i tak się nie spodziewałam!))

- Ojoj...trochę trudne.Ale ułatwie co to.Mnie już nie musisz zeswatywać.
((Za to wyswatać możesz.))

- Wiem...chodzisz z Ritą
Medyk zachłysnął się swoi Energonem i o mało nie zemdłał
- Skąd wiesz,że z nią chodze!!!???
- A mówił ci kiedyś któs,że z góry wszystko lepiej widać? - powiedziałam unosząc brwi
Ratchet otworzył usta.
- To znaczy,że to byłaś....tam na górze.
((I o jego związku pamięta, choć zapomniała, że budują jej ciało.))

- Noooo...fajowo tam jest...serio.Mówie ci...z kuzynką se pogadałam.Z babcią.NAwet se impreze zrobiliśmy z aniołami.Te to kurde naprawdę biedaki są.One mówiły,że takiej impry to od czasu potomu nie miały.Ale poźniej Bóg się trochę wkurzył no i co? Trzeba było sprzątać.Ale najlepsze było jak zrzuciliśmy dwie tony gówna na kolesiów ze szkoły mojego brata- powiedziałam uśmiechając.Spojrzałam na Ratcheta który dosłownie lał ze śmiechu.Patrzyłam na niego i sama zaczełam się smiać.
((*wali głową w kant piły tarczowej*))

- Czekaj,czekaj...mówiłaś o jakiejś Shadowcat tak?
Rita dopiero po chwili zajarzyła o co chodzi.( Tak to jest jak ma się faceta)
- yyy...tak.Ale ona przyleci dopiero jutro...razem z kilkoma innymi...i z Eve
- Eve?...jaka Eve?
((Tą od Wall-E'ego.))
[Shadowcat? Kitty? To teraz mamy i Xmenów?]

- No dobrze...a więc. O Eve jest dużo gadania bo jej narodzenie jest dla nas wielką zagadką i...
((... urodzi ona Boski Miecz...))
[Znowu.]

- A więc. Jak już wiesz,Transformery rodzą się na Cybertronie.lub na kilku innych podobnch planetach np. planeta szybkości skąd pochodzi Hot Rod.
((A Kup z Planety Zmywarek.))
[A Kup Zapałki.]

Ale Eve nie urodziła się na żadnej z tych planet,
- Więc gdzie się urodziła?
- Na Marsie
Byłam w szoku.
- Na...na.Na Marsie?
- Tak - odpowiedział - nie wiemy jak to się stało.Niektórzy sądzą,że urodziła się na Cybertronie,ale porwały ją Decepty,skasowały pamięć i umieściły ją na ziemi.Inni z kolei sądzą,że Eve nie jest Transformerem,tylko zwykłą maszyną na jego kształt.Z kolei jeszcze inni sądzą,że jej rodzice zamieszkali na Marsie z powodu wojny a później ją tam zostawili.
Ja z kolei sądzę,że ta ostatnia jest najbardziej wiarygodna.
((A ja, że to po prostu kolejna Mary Sue...))
[A ma na piersi napisane 00? I we łbie chłopaka w obcisłym wdzianku..?]

Ratchet miał zdziwienie w oczach
((Gratuluję zdania.))
[Wodę w kolanie a cukier w kostkach.]

- No tak,ale czy ja mówie o TF-ach? Mówię o woglę innych istotach.Organicznych istotach.Fakt...Decepty miały na Marsie baze,ale tylko przez kilka lat bo był tam zbyt mało energii.Ale zanim odleciały,kilka z nich zniknełą w tajemniczyh okolicznościach.Był wśro nich Starscream ..Tylko on przetrwał masakre.Gdy dotarł do bazy,miał pozrywane kable a kilka centymetrów od iskry,leżał wbity kolec...o..mniej więcej takiej wielkości - pokazał rękami jakieś 60 cm - Poźniej zaczął im opowiadać,że zaatakowały ich dziwne ,czrne stworzenia woelkośći ludzi.No...może trochę większe.Miały około 2,40 m wysokości.Największy był wielkości transformera.O ile pamiętam,mówił,że oprócz czarnego koloru,miały skóre,długie ogony zakończone właśnie tym kolcem.
Jednak najberdziej charakterysztyczną i najbardziej paskudną rzęczą...były ich pyski.Były długie,nie miały oczy,miały wielkie żeby i...
((Oczy miały wielkie, żeby was lepiej widzieć. - Kto zgadnie, co to za ufok?))

- Długie głowy...pff...teraz to każdy ufoludek ma wielką głowe- parsknełam
- Nie,nie...ty mówisz o głowach gługicz w pionie.One miały je długie w poziomie
" Długie w poziomie...te zęby,ogony...coś mi to przypomina..."
- A może...miały coś jeszcze charakterystycznego?
- Tak...języki
" Języki?...zaraz,zaraz...ja chyba wiem o kim mówi...tylko jak to się nazywało..."
((Xenomorph, słońce.))
[*łapie komórkę* Halo? Ripley?]

- A---jakie języki dokładnie?
Ratchet ( najwyraźniej z obrzydzenia) wzdrygnął a potem zaczął mówić.
- Ich języki...ich języki miały żeby...wogle...ich języki same gryzły - powiedział jaszcze bardziej wzdrygając się
I nagle przypomniał mi się ten kosmita...przeż to był...
- Obcy - mruknełam otwierając usta w zdumieniu
((No CHRZANISZ, młoda.))

- Tak Marii...to Obcy.
((Technicznie Autoboty też są obcymi.))

- A...no tak...wybacz.Pamięc mnie zawodzi.W każdym razie Marii...Generał i strażnik mają za zadanie spowodować, to żeby księzniczka była bezpieczna. Przez te 20 lat była,ale teraz rząd Pradatoró posłał na ziemie swojego wojownika aby ją zabił.Więc na razie...jedyna nadzieje w tobie
((Tak, super, MAMUSIUUUUUUUUUUUUUUU!!!))
Deigh: ...


- Cóż...ciało właściwie takie same,ale nie mają tych długich łbów,mają oczy iii...wsumie mówiąc...bardziej przypominają ludzi niż Obcych
((Co oczywiście prawdą NIE jest, ale ałtorkom nigdy to nie przeszkadzało.))

- Tak...ale o ile wiem,to Wojownik który ma ją zabić też ma bardziej ludzką twarz niż Predator.
- Więc posłałi kobiete?
- Nie - powiedział Ratchet - faceta,ale jego matka była obcyma ojciec predatorm
((*dorysowuje jeszcze jedną kreskę przy pozycji „no a jakże”*))
[Ja czekam na pojawienie się Ha'taków i Boby Fetta.]
Deigh: ......

- Aha... - mryknełam jdenak zaraz po tym krzylnełam
- To one mogą się łączyć??!!!
- Tak...choć są sobie wrogie,to jednak jest kilka przypadków.
Wstałam z krzesła i musiałam chwycić się poręczy bo inaczej bym chyba zemdlała.
- Ale...jak to...ajajaj....teraz to już wszystko jest możliwe.
((Jak to na blogu.))

- No neiw iem chociaż...to w sumie całkiem niezły pomysł.Al ona też się musi w nim zakochać...a oprócz tego,że jest inny nie wiemy jak wygląda.Nosi maske.
- No i kit z tym...wszystko jest mośliwe.- powiedziałam
((Ni mo śliwy, grucha może byk?))

- dzięki...a i..czemu ty mówisz?
BB zrobił pytająca minę ale zarz po tym się rozpromienił i odrzekł
- Bo gdy umarłaś,niechcący dotknąłem twojego serca
Teraz wszystko było zrozumiałe.Gdy dotknie się serca Jeżdzca,odoba ta odzyskuje coś co utraciła.W tym przypadku głos
((*rzyg*))
[Tu miał być komentarz, ale zrezygnowałam.]

Byłam ładną i szczupła,czerwono czarną fembotką.Talia jak u osy,i obcays dodatkowo podkreśliły moją urodę.
((Figura z TF: Animated.))

Do tego miałam sięgające do końca pleców,brozowe włosy z zieloną pasemką.
((Ale bezguście...))

Gdy już przejrzałam swoje nowe ciało od stóp do głow,wyszłam z pokoju,Transformowała się w czerwono czarnego Dodga Vipera i pojechałam na urwiska ,opowiedzieć Flame'owi i księżniczce obcych.
((A prowadził ją Al Bundy.))

Teraz patrzył w gwiazdy.Noc była naprawde gwiaździsta.Wszędzie było mnóstwo wielkich i pięknych gwaizd jednak on patrzył tylko na jedną.
- Widzisz tą gwaizdę? - spytał wzkazując palcem.
((Błyszczała pomiędzy tysiącami innych gwiazd na rozgwieżdżonym, nocnym niebie pełnym gwiazd.))
[Jak sztylet.]

Tak...- teraz ją rozpoznałam - to Vega
((Alicia Vega.))
Deigh: Street Fighter!

- smocze oczy - mruknął
- co? A tak...już - powiedziałam i po zamianie oczu było słychać westchnienie Flame
((Wymienili się oczami czy ki diabeł?!))

- a tera powiedz mi...jakiego to Autobota masz na oku? - spytał unosząc brwi
((Póki co narracja wskazywała na Bumblebee, Prime'a i nawet Megatrona...))

Transformowałam się,położyłam kotka ( a raczej kotkę) na siedzeniu i ruszyłąm w strone bazy.
((A czym go podniosła, rurą wydechową?))
[No chyba, że przejęła rolę Spike'a we wnoszeniu do bazy Soundwave'a i pochodnych.]

Jednak gdy zobaczyłam Sama i Michael'a jak się na mnie gapią to niewytrzymałam i wybuchenałam śmiechem.
((Sam rzucił Mikaelę dla chłopaka z college'u.))

W całej bazie wręcz roiło się od młodych Autobotów którzy...wiadomo co by zrobili gdyby mnie zobaczyli.
((Megalomania i narcyzm razem...))

Po drugie mam 2430 lat i w swoim życiu stoczyłam już 267 bitew i 6 wojen które wszystkie wygrywałam i skopywałm przy tym tyłki takim gościom,że ty nie przeżyłbyś tam ani jednej sekundy
((Przez tyle lat tylko tyle bitew? Chyba liczyła same zwycięstwa.))

" dziwne...gdyby Flame walnął ogonem to było by jakieś wgniecienie...hmmm"zaczełam myśleć gdy nagle usłyszałam jakieś stłumione duchy
; wróg i bram...wróg u bram...śmierć głupim...zwycięstwo mądrym...chroń się bo zginiesz...:
Dobrze znałam ten głos...ten duch nawiedział mnie już od 2 tygodni.
((Banshee!))

Megatron wraz se swoją zgrąją wtargnął do bazy . Było ich...nie wiem...zbyt dużo by policzyć.
((Więcej niż pięć?))
[Raz, dwa, trzy, dużo, mnóstwo...]

Starscream który akurat skończył z Sideswipe'em zobaczył rannego kumpla i wycelował swoje działko w Ceishe
((Nie chcę wiedzieć, o czym ałtorka myślała, pisząc to zdanie.))

SS jeknął a potem padł.Patrzyłam na to i dopiero potem dotarło do mnie co zrobiłąm
Wbiłam miecz Starscream'owi! Nie jakiejś pustej puszcze tylko Starscream'owi ! I to na pierwszej bitwie.Aż tak dobrze walczę?pomyślałam ale nie było czasu na myślenie bo Soundwave zlapał mnie za talie i przeżucił mnie przez plecy.
((Matko Boska elektryczna...))

Miała wielką ranę na nodze i liczne zadrapanie.Dodatkowa po jej czarnych włosach ściekał żółty Energon
((Energon jest różowy...))
Deigh: Tak.. ale 'włosów' nie myła.

Ktoś chwycił mnie w pasie,przeżuciłw przez plecy i wyszedł ze mną z pokoju.
((Unga.))

-No...no teraz Megatron wreszcie to od ciebie wyciągnie - zaśmiał się tak samo jakBarricade
- Co wyciągnie?
- Powinnaś wiedzieć szlicznotko
- Nie mów tak do mnie ty chory imbecylu
- ooo...a co? zrobisz mi coś
- taa...lepiej żebyś nie wiedział co
- ta jasne i
((No dobra, ale kto to mówi?))

Urwał bo do pokoju wszedł Megatron.Wszyscy się przed nim kłonili.Jedynie ja stałam z wściekła miną.Miałam ochote wyrwać się z uścisku Soundwave'a ,prztransformować swoją rękę w miecz i wbić go prosto w iskre tego przeklętego idioty jednak gdy tylko się ruszyłam zaczeła boleć mnie jakś częśc mojego ciała.
((Na pewno nie głowa.))

- to proste...chce ...tego - powiedział stukając mnie plcem w miejscu gdzie była moja iskra
- iskra...oi co ci moja iskra?
- Nie che iskry...chce...Wszechiskre – powiedział.
((Nie. NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIE NIEEEEE.))

_ ale ja nie mam wszechiskry
- T głupia - warknął rozbijając jakąs szklaną podstawke - to ty jesteś wszechiskra!
((Posadźcie mi orchidee na grobie...))
[Lelum polelum, zara spierdzielum...]

((Przerwa. Amano dostała ataku drgawek, łez i histerycznego śmiechu.))

- ty idiotko...myślałaś,że by ci on tym powiedzieli? Ale sądząc, po twoim zdumieniu to raczej twój ojciec chrzesny też ci tego nie powiedział
" mój ojciec chrzesny?"
((Trochę nie ta bajka!))
Deigh: Cosa nostra ma wszędzie interesy.


Nie chiało mi się z nim gadać...
((Bogusiowi też nie.))

- Masz...ale to on ci powie całą twoją histiorię...a teraz - powiedział i chwycił mnie zaplecy - a teraz się trochę zabawimy
((Jak on ją chwycił za plecy? Płyty powyginał?))

Były zimne...wręcz lodowate. Teraz zateskniłam za cieołem autobotów...nawet Sideswipe'a
((...))

- Spokojnie...musisz wiedzieć ,że można jestem twoim wrogiem i chętnie bym cie zabił to jednak szanuje kobiety..nawet takie szmaty jak ty...ciesz się ,że to ja cię trzymam a nie Cyklonus bo już byłabyś w ciązy
((Ta, jasne... Chyba że jest wiatropylna. Wszyscy – poza ałtoreczką – wiedzą, że Cyclonus kocha Galvatrona. *sage nod*))

Megatron właczył jakąś maszyne po czym położył mnie na stole,przypiał jakimiś metalowymi pasami i włączył drugą maszyne po czym stół się ruszył i po chwili byłam już w pozycji pionowej.
((Sprzęt pożyczył od Lokiego. A Shockwave czuje się niepotrzebny.))

Całe moje życie przeleciało mi przd oczami.
To jak znalazłam Flame'a, jak zostałam wojownikiem,jak się pierwszy raz zakochałam,jak rzucaliśmy się śnieżkami z moimi przyjaciółkami. I nagle przypomniała mi się pewna osoba...Lina.
((Chyba nie Inverse...?))

Gdy tak myśłałam,Megatron spojrzał na mnie i bez słowa włożył mi rękę i złapał mnie za iskrę.
Zaczełam krzyczeć z bółu.Czerwone łzy popłyneły po moich polczkach
((Więc chodź, pomaluj mi łzy...))
[Samotne.]

- Buahaha...jak już ją wyjmę to nie będizesz żyła i... - urwał bo coś zaczeło się dziać z moją iskra ( czy też wszechiskrą) .
Stała się nagle czarna i zaczął z niej kapać jakiś płyn który popłynął po ręce Megatrona i zaczęła ją...palić.
((Black Materia jak nic.))
[Albo Silmaril...]

Moje ciało zaczęło się zmieniąc.Stała się silniejsza,moje stopy przekształciły się w łpay,ręce miały bteraz pazury,końcówka rdzenia wyprostowała się i zaczął mi rosnąc ogon.Z moich barków wyrosły dwa wilekie,błoniaste skrzydła...mówiaąc szczerze...byłam teraz jakby..smokiem!
((Ale tylko jakby. W rzeczywistości zmieniła się w młodego gekona.))

Dodatkowo na głowi ewyrosły mi dwa rogi a oczy stały sie krwisto czerwone.
Pasy które mnie przytrzymywały pękły przez co upadłam na ziemie.
Obejrzałam na swoje ręce i ogon ..miałam ochotę krzyczę cale potem...podniasłam dłoń i chciałam zobacztć co się stanie.Skupi,łam się i moja ręka przekształciła się w działo.To sami było z drugą ręką. Mówiąc szczerze...byłąm chodzącym czołkiem.
Wszędzie miałam tytanowe pancerze i ozbrojenie...po tych oględzienach spojrzałam szyderczo na Megatron
((Już mi się nawet nie chce tego komentować...))

Megatron odwrócił się.W ocach miał strach i obłęd.Wycelowałam w niego działo i już miałam w nego wycelować gdy nagle ściana dzieląca pokój i podwórze ,runeła .
((Wycelowała, ale potem stwierdziła, że musi wycelować jeszcze raz.))
[Apsik! O, hej. Fajną macie bazę.]

- Ach tak..wiem...tylko...tylko do Jasnej CHOLERY! O co chodzi z tą wszechiskra...i z moim ojcem chrzesnym?
- ech...liczyłem,że nigdy o to nie spytasz
- no ale...kto nim nest
((Syriusz Black.))

- to on powiniein to powiedzięc
- nie gadaj głupto i tylko wal...nie a czasu
- Marii...nie moge.Dostałem rozkaz od Optimusa i nie mogę
- Pieprzyć rozkazy - krzyknełam - mam wszechiskre zamiast skry i nie zapominaj ,że moge jej uży\ć
((„Mam Wszechiskrę i nie zawaham się jej użyć!”))

Popatrzyłam jak się transformuje i bez słowa zamieniłam się w swoją dawną postać ,transformowałam się w Vipera i bez słowa odjechałam za nim mając a myślach tylko jedno pytanie.
Kto jest moim Ojcem chrzesnym?
((Dowiemy się w następnym odcinku.))
Deigh: Oby wcale..